Tłum oczekujących na stacji Warszawa Zachodnia na pociąg relacji Warszawa – Hel. Jestem przez tatę wrzucana przez okno do przedziału drugiej klasy, gdzie podróż spędzam na bagażowej półce – dla małego dziecka to nawet atrakcja. Dojechaliśmy szczęśliwie, chociaż trochę na mnie ciekło, bo padał deszcz, a dach nie był całkiem szczelny. To był koniec lat 50., moje najwcześniejsze doświadczenie podróży pociągiem. Lata minęły – nawet dziesięciolecia – i nie tego oczekujemy po podróżach. Podarować sobie odrobinę luksusu to dzisiaj za mało. Luksusu należy się dużo.
Zabawa dla zamożnych
Samoloty, lotniska, spóźnienia, odwołane loty. Jakież to męczące i banalne! Podróż samochodem – jeszcze gorzej: korki, zmęczenie, monotonia autostrad. Zatem pociąg. Już nie taki, jak kiedyś – zatłoczony, brudny, łapiący spóźnienia. Teraz można upajać się wykładanymi mahoniem przedziałami, krochmalonymi obrusami, kelnerami podającymi kawior i szampana przy stoliku z lampką, atłasową pościelą i usypiającym stukotem kół. Za oknem przesuwające się krajobrazy, dworce, miasta, granice. Turystyka pociągowa nowego wymiaru staje się coraz bardziej modna, jednak wciąż pozostaje zabawą dla zamożnych. Niewątpliwie odbyciem ekstrawaganckiej „train experience” można się pochwalić przed znajomymi wracającymi z wycieczki do Turcji w hotelu dwugwiazdkowym. Ale to kosztuje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.