Baumanienie do kwadratu
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Baumanienie do kwadratu

Dodano:   /  Zmieniono: 

Na portalu „Gazety Wyborczej” szczególnie wyeksponowane są dziś materiały dyskredytujące o. Bashoborę. Jak w całej, trwającej od kilku tygodni propagandzie salonu, w kółko powtarzają się słowa klucze: „szaman”, „szamański”, „wskrzeszanie zmarłych”. Z wprawą jakiej nabrała przez dwie dekady manipulowania skojarzeniami, sufluje michnikowszczyzna dyskredytujące Kościół asocjacje, a ponieważ dokopać kościelnym tradycjonalistom zawsze jest słusznie, w tej kwestii bynajmniej nie brzydzi się smrodkiem rasistowskich stereotypów: katolicy to afrykańskie dzikusy, sprowadzili se czarnego szamana do odprawiania w środku Warszawy jakichś magicznych obrzędów przy tam-tamach… Robią to oczywiście zręczniej niż dziennikarska hiena z „Newsweeka”, która tekst moczący abp. Hosera w odpowiedzialność za zbrodnie w Ruandzie oparła na łatwych do wytknięcia kłamstwach. No, ale szkoła Michnika, człowieka słowa, z natury musi być bardziej finezyjna niż szkoła Lisa, wyrosłego na telewizyjnej łopatologii zderzania sugestywnych obrazów. Wychowankowie tego pierwszego umieją nie postawić kropki nad i, a przecież przekaz dać jasny: takie cuda to tylko u dzikusów!

To w miejscach najbardziej eksponowanych. Na dalszych znajdziemy komentarze do newsa że „jest cud Jana Pawła II!” − nadprzyrodzone ozdrowienie za sprawą Papieża Polaka zostało autorytatywnie potwierdzone, znakiem czego będzie kanonizacja, może jeszcze w tym roku. Ta wiadomość podawana jest bez cienia kpiny, może powinienem powiedzieć „na razie”, a może rzeczywiście targetowy półinteligenci, który Ruandę uparcie nazywają Rwandą (nie wiedząc, że w angielskim „dablju” nie wymawia się jak w „rwa kulszowa”) nie są w stanie zauważyć tu dysonansu. Tak, jak go pewnie nie zauważają czytelnicy „Super Expresu” obdarowani na jednej stronie plakatem z cudowną modlitwą o. Bashobory, a zaraz na drugiej materiałem o „seksualnej rekordzistce” która postawiła sobie ambitny życiowy cel być przelecianą przez sto tysięcy facetów i już doszła do trzystu. Przy czym zdjęcie rekordzistki jest większe niż afrykańskiego charyzmatyka, choć, między nami męskimi szowinistami, urodą przypomina ona budyń z wojskowej stołówki, utkany nie wiedzieć czemu w bieliznę z seks-shopu. Polecam i bohaterkę, i temat seks-rekordów na następną okładkę „Newsweeka”.

Po takim zestawieniu nie dziwi już nawet ocieplający news o tym, że Tusk płakał po Lechu Kaczyńskim. Co prawda, z cytowanego przez tabloid tekstu niekoniecznie to wynika – prędzej uwierzę, że płacz Tuska podczas odczytywania mu listy pasażerów wynikał z żalu, że wydelegował do Katynia śp. Grzegorza Dolniaka, a mógł Schetynę albo Gowina.

Teraz Tusk płacze − w „Gazecie Wyborczej” − z innego zupełnie powodu, żali się mianowicie Michnikowi i Kurskiemu, że media „dają łomot” Platformie Obywatelskiej, taki, jakiego nigdy jeszcze nie dawały żadnej innej partii. Biedaczek… − że tak zaszyję Orgonem ze „Świętoszka”. Czy już ktoś ogłosił w owych mediach, z ich zachwytem i rechotem, że Donald Tusk jest alkoholikiem albo że na międzynarodowych szczytach wskutek notorycznej biegunki nie wychodzi z kibla − jak to regularnie czynił w porozumieniu z Tuskiem „udał nam się Palikot” wobec śp. Lecha Kaczyńskiego? Który to Palikot, nawiasem, teraz twierdzi, że od Tuska odszedł zniesmaczony „wyprawieniem absurdalnej pompy” (tzn.pogrzebu) Kaczyńskiemu. Pies trącał tropiciela alkoholizmu, który dziś chodzi krótko przy goleni Kwaśniewskiego, ale, wracając do Tuska, kreować się na ofiarę mediów, które się w większości po putinowsku trzyma za pysk tzw. narzędziami właścicielskimi i kroplówką państwowych reklam to już doprawdy wyjątkowa bezczelność.

Podobnie zresztą, jak przekaz dnia: „kibole, radykalni narodowcy katujący dzieci [!-raz], którzy krzyczą wypier… profesorowi Baumanowi, to dzieci PiS”. Te fraza powtarza się i w wywiadzie premiera dla GW, i w zamieszczonym przez „Rzeczpospolitą” wywiadzie minister Kudryckiej (żony mecenasa Kudryckiego, adwokata białostockich skinów-kiboli, po których idzie, idzie i dojść nie może minister Sienkiewicz; może i dobrze, bo dzięki tej ślamazarności unika na razie rodzinno-rządowych komplikacji). Tak nawiasem, to na filmie z Wrocławia nie sposób dosłuchać się okrzyku „wypier…!”, ale źródłem kanonicznym jest tu pierwsza relacja gazety.pl. W tej relacji było też i hajlowaniu, którego również na filmie nie widać, ale z tego ozdobnika jakoś później zrezygnowano; widać wajchowi uznali, że za grubo wystrugany. Po takich drobiazgach widać wyraźnie jak działa w propagandzie klasy panującej zasada kasetki. Wiecie państwo, do czego piję – skąd pan bierze pieniądze? Z kasetki. A skąd pieniądze w kasetce? Żona wkłada. Skąd ma pieniądze żona? Ode mnie. A pan? No mówię, z kasetki.

O tym, że wypomnienie Baumanowi NKWD i KBW było „rasistowskim incydentem” premier, ministrowie i prokurator generalny wiedzą od „dających im łomot” mediów, a media z kolei od nich. A dowód ostateczny, że to był rasizm, prezentuje TVN pokazując od kilku dni co pół godziny przebitkę z wysprejowaną na przystanku PKS w Białostockiem swastyką − uwaga − na szubienicy. Przy czym widać wyraźnie, że szubienica nie została dorysowana, ale stanowi integralną część graffiti. Co tam się męczyć z dobieraniem obrazków pod tezę, targetowy półinteligent i tak wie, co ma zobaczyć.

W „Rzeczpospolitej”, nawiasem mówiąc, wywiad nie tylko z minister Kudrycką, ale i z byłą minister Piterą. Jedno trzeba Tuskowi przyznać: skutecznie skompromitował ideę obecności kobiet w polityce. Kopacz, HGW, Szumilas, Hall, Mucha, o prostych posłankach nie mówiąc… „Parytet”, podrzucony przez lewicowe salony, był dla niego wygodnym narzędziem frakcyjnych rozgrywek, pozwalał eliminować potencjalnych rywali pod pretekstem robienia miejsca dla kobiet, im głupszych i bardziej bezwolnych, tym lepiej. Polski feminizm długo się po tym tuskowym desancie nie podniesie, pocieszmy się przynajmniej tym.

A profesor Rybiński przywołuje międzynarodowy ranking innowacyjności, w którym na 142 badane kraje III RP zajmuje miejsce 49. – spadek w ciągu roku o pięć. Przy czym jeśli badać efektywność wydawanych na innowacyjność środków (i tak kompromitująco małych) to lokujemy się na miejscu 110. Cytuję te dane, bo one najlepiej wyjaśniają, dlaczego rację będzie miał każdy, choćby nawet kibol i skin, kto elitom III RP, obnoszącym dziś na sztandarze jako swego patrona i autorytet profesora majora Baumana, powie wreszcie, że muszą „wypier…” Muszą, bo nie wywiązują się ze swoich elementarnych obowiązków.

Jeśli elita naprawdę jest w stanie zarządzać państwem, życiem publicznym, nauką, sztuką etc. skutecznie i z pożytkiem dla ogółu – to pies jej mordy lizał, niech się nadyma, niech się pławi w pogardzie dla gorzej zarabiających czy zamieszkałych w obciachowych dzielnicach, niech się świni z dziewczynkami od Fibaka, trzyma whisky single malt w lodówce i dłubie w nosie. To można znieść, zwłaszcza w kraju po historycznej katastrofie, który tak czy owak zawsze będzie skazany na rządy parweniuszy. Ale − by pozostać przy tej jednej, głośnej ostatnio dziedzinie − o tym, że elity uniwersyteckie są generalnie do zamiecenia, nie decyduje ich budzący niesmak ubecko-partyjny rodowód. Nawet nie, sam w sobie, ich wynikający z tego rodowodu obrzydliwy konformizm, służalstwo i tchórzostwo, o których celnie pisze w dzisiejszej GPC Wanda Zwinogrodzka. Istotą sprawy jest to, że te śmieciowe magnificencje, które z zapałem bronią przed rasistami profesora majora, nigdy nie będą w stanie wprowadzić którejkolwiek z polskich uczelni do bodaj drugiej dziesiątki światowego rankingu szkół wyższych, ani tym bardziej całej Polski do bodaj trzeciej dziesiątki innowacyjnych państw świata. Dyrektor Iwanek z rektorem Ceynową mogą wychować wyłącznie sobie podobnych, i dopóki nie doczekamy się lepszych wychowawców, modernizacja Polski będzie polegała wyłącznie na gołosłownym powtarzaniu za panem premierem propagandowej mantry o „niewątpliwych sukcesach”. Dzielny wojak Szwejk miał na to powtarzanie bardzo piękne określenie: „bałwanienie do kwadratu”.

Czytaj także