Ekspert w dziedzinie pomiarów, norm i interpretacji wyników prowadzi w Turynie laboratorium, w którym sprawdził dotąd skuteczność około stu różnych modeli maseczek, także tych przeznaczonych dla szpitali.
Jak zaznaczył w wypowiedzi cytowanej przez dziennik "La Repubblica", 50 procent sprzedawanych środków ochrony nie filtruje odpowiednio powietrza. Dotyczy to również coraz częściej zalecanych maseczek FFP2 pochodzących z importu.
Marco Zangirolami zwrócił też uwagę na fakt, że są problemy z właściwym utrzymaniem maseczek na nosie i ustach, ponieważ są one dostosowane do odmiennego, wschodniego kształtu twarzy.
Sfałszowane certyfikaty
Według badacza maseczek przy ich zakupie konieczna jest czujność, ponieważ wiele z nich ma sfałszowane certyfikaty bezpieczeństwa, a wychwalane na etykietach ich zalety są często całkowicie fikcyjne.
Z kolei w wypowiedzi dla agencji ADNkronos specjalista podkreślił, że wielu włoskich przedsiębiorców zainwestowało duże pieniądze w "poważną", jak zaznaczył, produkcję skutecznych maseczek, ale stają oni w obliczu konkurencji ze strony towarów z importu sprzedawanych za 20 eurocentów, podczas gdy sam materiał kosztuje dwa razy tyle.
Właściciel laboratorium, w którym prowadzone są testy środków ochrony zaapelował o skrupulatne kontrolowanie jakości sprzedawanych produktów. – Nie można tego sprawdzać tylko na papierze. Nie macie nawet pojęcia, ile krąży podrobionych dokumentów – dodał.
Maseczki w Polsce
W Polsce od prawie roku obowiązuje nakaz zakrywania ust i nosa. Można to robić za pomocą maseczki, jak i szalika czy przyłbicy. Jednak wkrótce te zasady mogą ulec zmianie.
Czytaj też:
Porządne maseczki zamiast szalików i przyłbic? Sondaż: Polacy tego nie chcą