Lewicowa piramida Ponziego w ogniu

Lewicowa piramida Ponziego w ogniu

Dodano: 
Pożar w Los Angeles
Pożar w Los Angeles Źródło: PAP/EPA / ALLISON DINNER
Agnieszka Couderq z Los Angeles II Przykład Los Angeles w dobitny sposób ilustruje, do czego prowadzą koncepcje stworzone przez biurokratów i lobbystów. Czy my jako Polacy naprawdę pragniemy iść tą samą drogą?

We wtorek 7 stycznia o godz. 10.30 czasu miejscowego w Los Angeles (LA), w jednej z najbardziej prestiżowych części miasta, leżącej nad samym oceanem dzielnicy Pacific Palisades, wybuchł pożar. W ciągu dosłownie kilku godzin płomienie objęły obszar 3 tys. ha. Cztery dni później Pacific Palisades przestało istnieć. Ogień strawił już 22 tys. ha, do niedawna pokrytych kosztownymi posiadłościami, i wkroczył do jednej z najdroższych gmin metropolii Los Angeles, Malibu, wypalając wzdłuż wybrzeża wille lewicowych celebrytów, z których każda była warta co najmniej 20 mln dol. W części południowej zagroził sławnemu ze swego molo i wysokich cen domów miasteczku Santa Monica. W tym czasie, najprawdopodobniej wskutek podpalenia, w Los Angeles wybuchło kolejne pięć pożarów. Śmiertelne ofiary są i będzie ich więcej. Jest to największa dotychczas kata- strofa w historii stanu Kalifornia, a wedle firmy AccuWeather także największy jak dotąd kataklizm w Stanach. Według jej szacunków straty wahają się od 135 do 150 mld dol., ale bilans nie jest zamknięty.

Jednak z dymem nie poszły tylko dobra materialne i osobiste szczęście dziesiątek tysięcy ludzi. Spłonęła także liberalna demokracja w jej ostatnio tak wyraźnym odcieniu lewicowym. To jej w dużej mierze Los Angeles „zawdzięcza” obecny stan rze- czy. A przyczyny tego stanu rzeczy winny być starannie studiowane przez Polaków. Teraźniejszość Kalifornii będzie bowiem przyszłością Polski, jeśli nie zmienimy kursu, którym podążają Unia Europejska i ostatnio nasze rządy.

Artykuł został opublikowany w 4/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także