Lewica skutecznie zawłaszczyła w czasach stalinowskich pojęcie demokracji na użytek własny. Od tamtej pory demokracja to dla niej wyłącznie lewica. Reszta to faszyzm. Dzisiaj nawet tzw. prawica posługuje się na co dzień stalinowską definicją demokracji. Zatem jeśli lewica broni demokracji, to tylko… socjalistycznej. Nie dociera to do wszystkich
Przed wyborami parlamentarnymi w Niemczech doszło w szeregach frontu lewicy do histerii. Na firmamencie politycznym Niemiec pojawiła się bowiem nowa wielka partia. Tą partią jest konserwatywna Alternatywa dla Niemiec. Kiedy wszystkie bez wyjątku partie polityczne w Niemczech (CDU, CSU, SPD, Zieloni, FDP, Die Linke) odczuły zagrożenie, wezwały Niemców do utworzenia "frontu ludowego", "koalicji przyzwoitych" – czyli kordonu sanitarnego, "Brandmauer" – jak mówią Niemcy – zapory ogniowej przeciwko groźnemu przeciwnikowi z prawej strony politycznego spektrum. Było to możliwe tylko dlatego, że dawną prawicą (w Niemczech nazwać kogoś prawicą to dziś obelga) była chrześcijańska demokracja, a teraz tylko CDU/CSU (siostrzane partie, CSU to lokalny bawarski fenomen) z przymiotnikiem "chrześcijańska" w nazwie skręciła ostro w lewo. Zwłaszcza po objęciu funkcji szefa partii i rządu przez wychowaną w NRD Angelę Merkel.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.