PRL było państwem, w którym Polaków chciano pozbawić jednego i drugiego. Władze walczyły z Kościołem, ograniczały możliwości kultu, prześladowały wierzących. Próbowały zastąpić dziedzictwo ojców marksistowską papką, czyli zestawem bredni, które z naturą i prawdziwymi potrzebami człowieka nie miały nic wspólnego. Dodatkowo komunizm był ustrojem permanentnego niedoboru. Centralne planowanie, czyli kontrola partyjniaków nad gospodarką, prowadziło do zubożenia społecznego. Robotnicy, którzy w pocie czoła oddawali się swoim obowiązkom, nie mieli szans na podniesienie swojego poziomu życia. Upadający system od czasu do czasu próbował poprzez szok, w rodzaju gwałtownej podwyżki cen, stabilizować sytuację ekonomiczną. Oczywiście kosztem obywateli – biedni mieli stać się coraz biedniejsi. Nic zatem dziwnego, że nieudolne rządy wywoływały niezadowolenie. Pozbawiały nadziei i odbierały szanse na lepsze jutro. Zmęczenie i zniechęcenie skutkowało frustracją i budowało napięcie. Ile bowiem można znosić upokorzenia i słuchać o budowie lepszej socjalistycznej przyszłości, kiedy na sklepowych pułkach niemal pusto, a to, co na nich zostało, jest niewyobrażalnie drogie w relacji do tego, co w portfelu. Tak nastąpiła erupcja Ursusa, której 45. rocznicę niedawno obchodziliśmy. Miałem zaszczyt brać udział w tych obchodach i przyznam, że zainspirowały mnie one do różnych przemyśleń. Czy z tego, co działo się ponad cztery dekady temu, wynika coś ważnego dla nas współcześnie? Oczywiście wynika!
Lata mijają, ale my wciąż jesteśmy tacy sami. Chcemy czuć się bezpiecznie także pod względem materialnym. Innymi słowy, zarówno wtedy, jak i teraz ważne są praca i godna płaca dająca możliwość utrzymania rodziny. Ważne są perspektywy na przyszłość, pewność zatrudnienia i stabilność gospodarki. To wszystko nabiera szczególnego znaczenia w okresie pandemii. Wielu Polaków utraciło w tym czasie spokój, niektórzy wciąż żyją w niepewności. W końcu nikt nie da gwarancji, że nie nadejdzie kolejna fala i znów wprowadzony zostanie lockdown. Naprzeciw tym obawom wychodzi państwo, prezentując Polski Ład. Dokument, który ma nam dać poczucie, że ktoś trzyma rękę na pulsie i nie zastawi obywateli samych. Oczywiście w tym momencie to wciąż raczej zestaw ogólnych zapowiedzi niż konkretny plan. Niemniej wyznacza on pewien kierunek. Mamy zatem iść w stronę państwa dobrobytu, którego fundament stanowić będzie silna klasa średnia. Brak tej klasy w PRL (bo z pewnością nie była nią komunistyczna nomenklatura) skutkował napięciami społecznymi. Po transformacji wciąż nie udało się nam jasno tej grupy zdefiniować i zaadresować programu jej rozwoju. Teraz ma być inaczej. To właśnie klasa średnia jest na ustach wszystkich i to właśnie ona ma być motorem napędowym rozwoju i przedmiotem troski rządzących. Dobrze, że sobie o niej przypomniano.
Polski Ład czeka pewnie wiele korekt. Ma on swoje wady i zalety. Do tych pierwszych zaliczyć należy wyłączenie części przedsiębiorców z kwoty wolnej od podatku (tych, którzy płacą liniowy podatek dochodowy), do drugich zaś wiele interesujących propozycji rozwojowych (zamówienia publiczne adresowane do MŚP, ulgi podatkowe etc.). Warto, aby to, co dobre, nie zostało tylko na papierze, a to, co wymaga korekty, zostało szybko zmienione. Sprawne i odpowiadające na potrzeby obywateli państwo to bowiem warunek spokoju społecznego, którego w tych trudnych czasach bardzo potrzebujemy.