Powrót z syryjskich lochów

Powrót z syryjskich lochów

Dodano: 
Witold Repetowicz z Arabami służącymi w oddziałach kurdyjskich YPG, walczących z Państwem Islamskim, północna Syria, 2014 r.
Witold Repetowicz z Arabami służącymi w oddziałach kurdyjskich YPG, walczących z Państwem Islamskim, północna Syria, 2014 r. Źródło: Archiwum autora
WITOLD REPETOWICZ | Mój ubiegłoroczny wyjazd do Syrii zakończył się ponad miesiącem uwięzienia. Co miało też swój plus, bo mogłem porozmawiać z tymi, do których z pewnością bym nie dotarł, gdybym nie został oskarżony i nie trafił za kraty.

Gdy we wrześniu 2015 r. Monika Olejnik wymachiwała zdjęciami Alana Kurdiego, trzyletniego kurdyjskiego chłopczyka z Syrii, który utonął w pobliżu tureckiego Bodrum, usiłując przedostać się do Europy, ja pakowałem się już, by pojechać do Kobane – miasta, z którego pochodził. Olejnik, podobnie jak większość innych osób wykorzystujących śmierć tego dziecka do agitacji na rzecz przyjmowania migrantów, ani razu jednak nie wymieniła nazwy „Kobane”. Tak jakby chłopiec ten spadł z nieba albo pochodził z odległej galaktyki o nazwie „Syria”.

Cały artykuł dostępny jest w 2/2018 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także