Katarzyna Pinkosz: Przez ponad rok toczyły się debaty „Wspólnie dla zdrowia”, które miały pokazać kierunki, w jakich powinna zmierzać ochrona zdrowia w Polsce. Jak podczas tych debat postrzegana była rola sektora prywatnego w systemie ochrony zdrowia?
Anna Rulkiewicz: Muszę niestety stwierdzić, że o roli prywatnego sektora dyskutowano zbyt mało i często bardzo powierzchownie. Nie było dedykowanej wyłącznie temu tematowi debaty, podczas której moglibyśmy porozmawiać bardziej szczegółowo o rozwiązaniach idących w kierunku komplementarnego uzupełnienia systemu publicznego przez świadczeniodawców prywatnych. Odbyła się co prawda dyskusja o finansowaniu, ale nie było w niej wiele o finansowaniu alternatywnym, w tym o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych, współpracy w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, outsourcingu usług medycznych czy podwykonawstwie. W panelach, w których uczestniczyłam, tę rolę mocno podkreślałam. Cieszę się, że w podsumowaniach i końcowych wnioskach niektóre kwestie zaczęły się już pojawiać.
Dzisiaj współpraca sektora publicznego i prywatnego jest dosyć słaba. To duża strata dla pacjentów i samego systemu. Jesteśmy dużym, 38-milionowym krajem i nie możemy dłużej udawać, że samym finansowaniem publicznym jesteśmy w stanie zagwarantować wszystkim opiekę medyczną na odpowiednio wysokim poziomie. Zdrowie to konkretne inwestycje w ludzi, sprzęt i technologie, co po prostu kosztuje i będzie kosztować coraz więcej. Warto określić, na co tak naprawdę nas stać w ramach koszyka gwarantowanego, a co pacjent może dokupić. Te środki przecież na rynku są, bo obecnie blisko 40 proc. wydatków na zdrowie to prywatne środki Polaków. Powinniśmy to usystematyzować i wykorzystać bardziej efektywnie. Sektor prywatny jest sektorem dynamicznym, efektywnym, stawia na jakość, a przy tym jest dobrze zarządzany. To świadczeniodawcy niepubliczni jako pierwsi się zinformatyzowali i zaczęli wdrażać skoordynowany model opieki i plany leczenia. Chcemy pomagać pacjentom i odgrywać adekwatną rolę do posiadanego potencjału. Mamy możliwości, by odciążyć system ochrony zdrowia nie tylko poprzez POZ czy AOS, lecz także świadcząc usługi wysokospecjalistyczne.
Jaką rolę powinien odgrywać sektor prywatny?
Sektor prywatny rozwija się dynamicznie od czasu polskiej transformacji i jest dziś naturalną częścią całego systemu ochrony zdrowia. Trzeba jednak w końcu doprecyzować jego rolę, by wiedział, w którym kierunku powinien podążać ze swoimi inwestycjami i mógł stać się komplementarnym elementem systemu ochrony zdrowia. Zdaję sobie sprawę, że muszą za tym pójść decyzje, które politycy podejmują niezbyt chętnie, bo temat zdrowia zawsze wywoływał wiele emocji, a te nie sprzyjają konstruktywnej dyskusji ani szukaniu najlepszych rozwiązań. Liczę, że po 30 latach przeciągania liny stać nas na jakiś rodzaj ponadpartyjnego porozumienia co do długofalowej wizji rozwoju ochrony zdrowia w Polsce. Nie może być tak, że system reformujemy od wyborów do wyborów, po czym zwijamy żagle i całkowicie zmieniamy kurs. Wierzę, że jest to możliwe, bo wierzę też w dobre intencje i zdrowy rozsądek.
Wielu lekarzy w Polsce łączy dziś pracę w sektorze publicznym i prywatnym. Czy to dobry model?
Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której taką możliwość lekarzowi się odbiera. Jestem przekonana, że jeśli stworzymy odpowiednie warunki do pracy i rozwoju, w ramach placówek zarówno publicznych, jak i prywatnych, to ta kwestia będzie się regulowała w naturalny sposób. Trzeba pamiętać, że wiedzę, umiejętności i doświadczenia wyniesione przez lekarza z pracy z pacjentami w ramach jednego sektora przenosi on później na drugi, osiągając coraz lepsze efekty leczenia. Korzysta na tym pacjent.
Elektroniczna dokumentacja medyczna, telemedycyna – to wszystko wprowadził do polskiej ochrony zdrowia sektor prywatny. W jaki sposób zmieniło to funkcjonowanie placówek prywatnych?
Rozwój narzędzi i rozwiązań z obszaru e-zdrowie zmienia to, jak definiujemy model opieki nad pacjentem. Dzisiaj jeszcze nie zastępuje tradycyjnych usług ani świadczeń, ale dobrze je uzupełnia, usprawnia i rozszerza, pozwala lepiej koordynować proces leczenia. Zwiększa też wygodę pacjenta, którego świadomość co do rozwiązań cyfrowych rośnie bardzo szybko. Prym wiodą tu ludzie młodzi, dla których technologia to część stylu życia. Ich nie musimy zachęcać np. do telemedycyny, a wyzwaniem jest dziś bardziej to, jak nadążać za ich oczekiwaniami. Pacjenci przekonują się, że wiele prostych konsultacji można przeprowadzić zdalnie, oszczędzając czas potrzebny na wizytę w tradycyjnym gabinecie lekarskim. Na początku lipca Portal Pacjenta i aplikacja mobilna stały się najpopularniejszym kanałem umawiania wizyt wśród naszych pacjentów. Pierwszy raz wyprzedziły pod tym względem liczbę rezerwacji w recepcji. Ponad milion pacjentów LUX MED ma dostęp do tych kanałów on-line. Mogą łatwo umówić się na wizytę, odebrać i skonsultować wyniki badań. W kolejnym kroku będziemy wprowadzać ankiety on-line pomagające wybrać odpowiedniego specjalistę, a docelowo triage medyczny, by problemy rozwiązywać dużo szybciej. Jako pierwsi w Polsce wprowadziliśmy e-receptę na kontynuację leczenia, którą można zamówić i odebrać za pomocą smartfona. Informatyzujemy też medycynę pracy, która obejmuje już m.in. e-skierowania. Cyfryzacja pomaga również w lepszym zarządzaniu dostępnością lekarzy.
Jakie są dalsze plany rozwoju w dziedzinie e-zdrowia?
Rozwijają się technologie medyczne, które pomagają zdalnie diagnozować i monitorować stan zdrowia. Ma to ogromne znaczenie, zwłaszcza gdy lekarzy jest mało. Przykład – teleradiologia, która pozwala specjaliście np. z Lublina odczytywać wyniki badań pacjenta przebywającego w Warszawie. Coraz częściej mówi się o roli sztucznej inteligencji. Podążamy w tym kierunku. Obecnie intensywnie pracujemy nad Portalem Pacjenta 2.0. Chcemy, by docelowo przyjął rolę inteligentnego, współpracującego z pacjentem asystenta zdrowotnego, który będzie go nawigował i w razie potrzeby zadawał adekwatne, kontekstowe pytania. Trend cyfrowy w zdrowiu będzie teraz już tylko nabierał na sile. W tym wszystkim należy jednak pamiętać, że samo udostępnienie narzędzi e-zdrowotnych nie wystarczy – trzeba je jeszcze skutecznie wbudować w ścieżkę pacjenta.
Prywatne przychodnie wprowadziły nowe standardy opieki. Jednak obecnie pacjenci często uskarżają się, że mają również duże problemy z zapisaniem się do specjalistów w prywatnych przychodniach. Jak ten problem rozwiązać?
Problem braku lekarzy i luki pokoleniowej w kadrach medycznych to problem systemowy. Trzeba lepiej wykorzystywać kompetencje specjalistów, których dzisiaj mamy, a możliwe to będzie, jeśli zmniejszymy im obciążenia biurokratyczne i zapewnimy bardziej sprawne środowisko pracy. Trzeba przedefiniować zawody medyczne i szybciej wprowadzać nowe, takie jak asystent medyczny. Część zadań lekarza może przejąć wykwalifikowana pielęgniarka, a część obowiązków pielęgniarki – asystent czy ratownik. Dużym wyzwaniem jest zjawisko nadużywania konsultacji specjalistycznych, gdy nie ma wyraźnych wskazań medycznych. Nowego spojrzenia wymaga sposób organizacji świadczeń medycznych, szczególnie z wykorzystaniem nowych technologii takich jak telemedycyna. Trzeba też konsekwentnie budować mechanizmy, które pozwolą lepiej zarządzać ruchem pacjenta w ramach systemu.
Dobrze, że powstają nowe uczelnie medyczne i jest więcej miejsc, w których mogą się kształcić przyszli lekarze, jednak na pozytywne efekty tych decyzji przyjdzie nam poczekać jeszcze wiele lat. Nadal edukujemy w Polsce lekarzy o wąskich specjalizacjach, podczas gdy w systemie brakuje przede wszystkim specjalistów z szerszymi kompetencjami. Powinniśmy wspierać i dawać jak najlepsze warunki rozwoju młodym lekarzom, którzy robią specjalizację, by czuli się tu dobrze i nie chcieli emigrować. Uważam też, że powinniśmy także bardziej odważnie zwrócić oczy na wschód i szukać pracowników także spoza Polski. Nie będzie to łatwe dopóty, dopóki proces nostryfikacji dyplomów nie skróci się i nie stanie się mniej uciążliwy. Liczę, że rządzący pomogą skrócić ten proces tam, gdzie jest to możliwe.
Opowiadała się pani za systemem, w którym pacjent może wybrać: czy korzystać z sektora prywatnego czy publicznego, a pieniądze podążają za nim. Jest szansa na takie rozwiązanie?
Bardzo bym chciała, żeby tak było, ale na razie to nierealne. Myślę, że dzisiaj bliżej nam do systemu opartego na komplementarności świadczeń niż do takiego, w którym podmioty ze sobą konkurują. Wierzę natomiast, że system będzie się rozwijał i świadczeniodawcy będą oceniani przede wszystkim na podstawie kryterium jakości opieki, jaką oferują pacjentom. Forma własności jest wtedy dla pacjenta bez znaczenia. Powinniśmy drogą ewolucji zmierzać w kierunku modelu opartego na konkurencji płatników.