Katarzyna Pinkosz: Polska medycyna może być innowacyjna?
DR Małgorzata Gałązka-Sobotka: Musi. Trzeba sięgnąć po innowacyjne technologie lekowe i nielekowe, rozwiązania organizacyjne w zakresie dystrybucji świadczeń opieki zdrowotnej, by stawić czoła wyzwaniom w zakresie opieki zdrowotnej. A te będą rosnąć – po pierwsze, z powodu starzejącego się społeczeństwa i wydłużenia życia, a po drugie z faktu, że coraz bardziej interesujemy się zdrowiem. Wzrasta nasza chęć działań profilaktycznych: będziemy coraz częściej chodzić do lekarza nie z powodu choroby, tylko dlatego, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Te dwa zjawiska – wzrost świadomości, odpowiedzialności za zdrowie oraz starzenie się społeczeństwa – będą lawinowo zwiększać zapotrzebowanie na opiekę zdrowotną. To zmusza nas do sięgnięcia po innowacyjne metody leczenia, które zwiększą skuteczność i obniżą łączne koszty choroby, a także po bardziej skuteczne i efektywne metody organizowania leczenia w oparciu o technologie telemedyczne.
Czy polskie firmy farmaceutyczne mogą stać się konkurencyjne dla dużych innowacyjnych firm światowych produkujących leki?
Niestety, Polska wypada słabo w statystykach innowacyjności. Według najnowszego raportu Innovation Union Scoreboard 2017 znaleźliśmy się wśród krajów o umiarkowanej innowacyjności, określanej jako moderate innovators, za nami są z krajów Europy tylko Bułgaria i Rumunia. Wśród największych inwestorów w B+R w Polsce jest tylko kilka firm farmaceutycznych. Nakłady polskich firm farmaceutycznych są kilkakrotnie niższe od nakładów zagranicznych firm, w tym również tych z Europy Wschodniej – Węgier, Słowenii czy Chorwacji. Przyczyny tkwią w naszej historii, zapóźnieniach rozwoju gospodarczego i mentalnej spuściźnie po okresie komunizmu. O innowacyjności naszych przedsiębiorstw w obszarze technologii lekowych i nielekowych mówimy jako o procesie, który ma kilkanaście lat historii i nadal raczkuje. Od lat mówimy o budowaniu kultury innowacji, tworzymy ramy prawne, finansowe i infrastrukturalne, by pobudzać innowacje. Cieszymy się, że rośnie liczba polskich patentów, ale jeszcze daleka droga do komercjalizacji nowych technologii lekowych. Potrzebujemy wielu systemowych rozwiązań, by prowadzone w Polsce projekty badawcze mogły zakończyć się wymiernymi efektami w postaci rejestrowanych nowych leków polskich producentów.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiadał, że Polska będzie stawiać na innowacyjność i biotechnologie. Są na to realne szanse?
Mamy doskonały potencjał, świetnie wykształconych lekarzy, biotechnologów, bioinformatyków, infrastrukturę akademicką, która coraz bardziej umiejętnie wchodzi w relacje z biznesem. Jeśli ten cel ma być urzeczywistniony, to potrzebujemy stworzenia ekosystemu innowacji. Konieczny jest stały rozwój instrumentów finansowania projektów realizowanych we współpracy nauki i biznesu, komercyjnych i niekomercyjnych badań klinicznych. Mamy potencjał, a jeśli pojawią się też decyzje systemowe, to nie widzę powodu, budowania innowacyjnej gospodarki w obszarze biotechnologii wchodził kiedyś Izrael, z naszego regionu Słowenia i Czechy. Te kraje też kiedyś były na początku tej drogi. Dzisiaj mówimy – tak odczytuję wypowiedź premiera Morawieckiego – że to jest nowe otwarcie dla rozwoju innowacji w obszarze biotechnologii. Państwo deklaruje determinację i gotowość do konsekwentnych działań w tym obszarze. Należy obserwować oczekiwania firm, które już dzisiaj prowadzą prace badawczo-rozwojowe i nie mogą czekać na ugruntowanie się nowych regulacji oraz mechanizmów.
Niezauważone, zlekceważone stracą swój potencjał lub – co gorsza – zostaną zmotywowane, by w innym kraju poszukać „lepszego klimatu do rozwoju”. A propozycje dzisiaj płyną z wielu stron. Podam przykład, który obserwuję od kilku miesięcy: polskiej grupy biotechnologicznej, która pracuje nad kilkoma cząsteczkami i boryka się z gigantycznym problemem braku odpowiedniego zaplecza laboratoryjnego, które byłoby dostępne na preferencyjnych warunkach. Proponowane dzisiaj instrumenty finansowego wsparcia szyte są tylko dla dużych. Małym firmom państwo, Polski Fundusz Rozwoju, pomaga tylko wówczas, gdy znajdzie się dodatkowy inwestor – a o takich trudno na raczkującym polskim rynku innowacji. Trzeba stworzyć bardziej elastyczny system wsparcia, uwzględniający zróżnicowane potrzeby i możliwości pionierów polskich innowacji.
Polskie leki biotechnologiczne byłyby szansą dla polskich pacjentów również ze względu na niższe ceny?
Im więcej firm, ośrodków badawczych, tym szanse dla pacjentów rosną. O cenie leku decyduje jednak koszt jego stworzenia i zasięg komercjalizacji. Niestety, nowoczesne technologie charakteryzują się coraz wyższymi kosztami, ale ich skuteczność daje również ogromne oszczędności i przynosi wymierne korzyści – w postaci wyleczenia lub wydłużenia życia i poprawy jego jakości.
Innowacje w medycynie i biotechnologii mogą być szansą dla chorych z chorobami rzadkimi, dla których do tej pory nie było leków?
W kontekście chorób rzadkich dotykamy szczególnie kwestii niekomercyjnych badań klinicznych. Wiele firm farmaceutycznych nie podejmuje tematu rozwoju leków na choroby rzadkie. Tutaj jest ogromna rola państwa i niekomercyjnych badań klinicznych, których w Polsce jeszcze nie prowadzimy. Powinniśmy włączać się w międzynarodowe konsorcja badawcze – ze względu na konieczność opieki nad pacjentami, których los zderzył z chorobą rzadką, na którą nie cierpi wiele osób, więc może być nieatrakcyjna dla firm farmaceutycznych. Nasze konstytucyjne i moralne zobowiązanie to robić wszystko, by poprawić los osób z chorobami rzadkimi. W tym obszarze niekomercyjne badania kliniczne i stworzenie systemu ich wsparcia to ważne zagadnienia w tworzeniu strategii rozwoju biotechnologii w Polsce.
Innowacje to też innowacyjne zarządzanie. Na czym miałoby ono polegać?
Konieczne jest rozpowszechnienie telemedycyny, nowoczesnych technologii komunikacyjnych. Wszystko po to, by zwiększyć dostępność do leczenia, zmniejszając obciążenie lekarzy i pielęgniarek. Tego potrzebuje polski system ochrony zdrowia.
Telemedycyna, e-recepta, diagnozowanie przez sztuczną inteligencję – czy to dobre kierunki rozwoju?
Na pewno nieuniknione. Za 10–30 lat wiele decyzji, które dziś podejmują lekarze, będzie być może podejmował komputer, sztuczna inteligencja, która łącząc miliony danych, postawi diagnozę i pokaże drogę postępowania.
A lekarz?
Będzie mógł skupić się nad tym, co również dzisiaj jest jedną z największych potrzeb pacjenta, czyli nad prowadzeniem go w chorobie. Da choremu instrukcję, jak się odnaleźć, jak żyć z chorobą, gdyż sam proces postawienia diagnozy i leczenia może być zorganizowany na poziomie sztucznej inteligencji. Jeszcze 20 lat temu wydawało się nam to abstrakcją, a dziś staje się realne. Być może w takiej rzeczywistości przyjdzie nam żyć. Nie zmieni to jednak potrzeby uwagi lekarza, jego psychospołecznej i fizycznej opieki nad pacjentem. Wiele chorób, uznawanych jeszcze niedawno za śmiertelne, dziś jest przewlekłych, dlatego musimy nauczyć się z nimi funkcjonować. Tego zawsze będziemy oczekiwać od lekarza. Dlatego tak dużo mówi się o powrocie do humanistycznego rdzenia tego zawodu.
Minister Łukasz Szumowski mówił niedawno, że potrzebna jest szeroka debata o ochronie zdrowia. O czym powinniśmy rozmawiać?
To musi być debata ustrojowa: powinniśmy odpowiedzieć na pytania: Jaką rolę – jako obywatele – powinniśmy odgrywać w systemie zabezpieczenia naszego zdrowia? Jakie są nasze oczekiwania i nasza odpowiedzialność? Nawet najbogatsze państwo nie będzie w stanie podołać wszystkim wyzwaniom zdrowotnym. Konieczna jest dyskusja o relacji obywatel – państwo, o prawach, a także o obowiązkach. Swoim stylem życia i wyborami decydujemy, jak dysponujemy naszym zdrowiem. A państwo musi stworzyć takie rozwiązania systemowe, które pozwolą nas wspierać w chorobie, ponieważ sami rzadko kiedy sobie z nią poradzimy. Musimy odpowiedzieć na pytania: Do czego dąży nasz system ochrony zdrowia i co jest miarą jego efektywności? Kiedy opieka zdrowotna, za którą płacimy składkę, jest efektywna?
Czyli czy pieniądze wydane na ochronę zdrowia nie są wyrzucane w błoto?
Właśnie. Musimy zacząć mierzyć efekty zdrowotne, stworzyć mechanizmy finansowe, które będą prowadzić do szybkiego wyleczenia lub opanowania choroby, a uchronią nas przed nieuzasadnionymi procedurami. Trzeba określić w politycznym konsensusie, jak wysoki powinien być poziom finansowania ochrony zdrowia, jak wysoką składkę akceptujemy lub jakie dodatkowe opłaty jesteśmy w stanie zaakceptować, aby zagwarantować sobie bezpieczeństwo zdrowotne. Pewne jest też to, że musimy zerwać z tradycją „interwencyjnych” reform, które nie odwołują się do wizji systemu, dlatego są tak mało efektywne i zasadniczo nic nie zmieniają. Powodują tylko frustrację osób, które muszą je wdrażać, oraz tych, którzy muszą być „ofiarami” tych reform. Co chcemy osiągnąć w systemie zdrowia w Polsce za 5, 10 lat? Jak sprawdzimy, czy to się udało? Czy żyjemy dłużej w zdrowiu? Czy szybciej wykrywamy nowotwory? Czy ograniczamy koszty społeczne chorób? Bez twardej analizy systemu, pomiaru efektywności, analizy błędów i promocji dobrych praktyk nie stawimy czoła wyzwaniom, które narastają.
Doktor Małgorzata Gałązka- -Sobotka, dyrektor Centrum Kształcenia Podyplomowego oraz Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.