Damian Cygan: We wrześniu w rozmowie z DoRzeczy.pl powiedział pan: "Idzie potężna fala kłamstwa ze Wschodu". I, niestety, miał pan rację.
Piotr Dmitrowicz: Rzeczywiście, to były prorocze słowa. Teraz musimy patrzeć na to, co 9 maja wydarzy się w Moskwie. Analizując ostatnie działania kremlowskiej propagandy i wypowiedzi Władimira Putina, myślę, że właśnie ten kontekst 9 maja jest w tym wszystkim fundamentalny. Opcji jest na pewno kilka. Po pierwsze, we wrześniu Parlament Europejski przyjął rezolucję w której ocenił, że pakt Ribbentrop–Mołotow, czy tak naprawdę Hitler–Stalin, był fundamentem II wojny światowej. Putin musi więc teraz zrzucić ten traktat na dalszy plan, pokazać go jako coś nie istotnego, bo dla Rosji najważniejsza jest Wielka Wojna Ojczyźniana. Rosjanom od lat się wmawia, że wojna zaczęła się w czerwcu 1941 r. od ataku Niemiec na ZSRS. Hitler nas zaatakował, wojna skończyła się w 1945 r. i my byliśmy tymi, którzy Hitlera pokonali. A skoro pokonaliśmy Hitlera, to daliśmy wolność i wyzwoliliśmy Polskę, kraje bałtyckie i tak dalej – to jest rosyjska narracja.
Kilka dni temu Kreml bardzo mocno skupił się na 75. rocznicy "wyzwolenia" Warszawy.
Kiedy my mówimy, że nie było żadnego wyzwolenia, tylko przyszła nowa okupacja, to dla nich jesteśmy niewdzięczni. Nie pamiętamy o tych 600 tys. żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w Polsce, itp. Dodatkowo dochodzi element najbardziej szokujący, czyli zarzut, że Polacy to antysemici, i że przed wojną wchodzili w jakieś układy z Hitlerem. Podsumowując: krok po kroku, rocznica po rocznicy, wszystkie te działania rosyjskiej propagandy zmierzają do odpowiedniego przygotowania się na 9 maja.
Czyli przewiduje pan, że kulminacja tej fali kłamstwa nastąpi podczas obchodów Dnia Zwycięstwa w Moskwie.
Absolutnie tak. Rosjanie muszą pokazać, że to ich napadł Hitler, i że ponieśli największe straty. Mało tego, w 1945 r. to oni przynieśli wolność całej Europie Środkowo-Wschodniej i wszyscy powinni być im za to wdzięczni. Nie jestem politologiem i nie idę w tych rozważaniach dalej, ale wiadomo, że za tą historyczną narracją musi iść coś innego. Bo trudno sobie wyobrazić, że Putin i kremlowska propaganda nagle przywiązują wagę tylko do historii.
Co może pan powiedzieć o nowych dokumentach odtajnionych przez Rosję z okazji rocznicy wkroczenia Armii Czerwonej do Warszawy 17 stycznia 1945 r.?
Gdyby to było normalne państwo, te materiały zostałyby odtajnione 30, a może 40 lat temu. Poza tym źródła zostały starannie wyselekcjonowane, tak aby pasowały do kontekstu. Skupiono się na 17 stycznia 1945 r., a jednocześnie przykryto fakt, że Sowieci byli na Pradze już jesienią 1944 r. Tam montowali swoją władzę i czekali 3,5 miesiąca aż powstanie warszawskie się wykrwawi. Potem weszli i "wyzwolili" Warszawę. Co oni wyzwolili? Gruzy.
Zostawmy na moment Rosję, bo chcę zapytać jeszcze o inny problem, czyli obchody wyzwolenia KL Auschwitz w Yad Vashem. Prezydent Andrzej Duda zdecydował, że nie jedzie do Jerozolimy na Światowe Forum Holokaustu, bo organizatorzy nie przewidzieli jego przemówienia. Wystąpią za to prezydenci Rosji, Niemiec czy Francji.
Prezydent Duda podjął bardzo dobrą decyzję. Wyobraźmy sobie, że prezydent Polski tam jedzie, słucha kłamstw i manipulacji, które zapewne ze strony Putina padną, i nie może zabrać głosu. W ogóle jakąś hucpą jest, że przemawiać będą prezydenci Francji – z jej historią okupacyjną (sic!) i Niemiec – główny sprawca II wojny światowej. Także fakt, że w Yad Vashem nie będzie polskiego prezydenta jest mocniejszy, niż gdyby był i nic nie mówił.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.