We Włoszech kościoły są zamykane, nie odbywają się msze święte. W Polsce są środki ostrożności, ale msze będą się odbywać. Co oznacza to różne podejście episkopatów obu krajów?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: No cóż, widać tu najlepiej praktyczne działanie tzw. posynodalnej drogi Kościoła. W tym samym Kościele biskupi w jednym episkopacie zamykają kościoły w obawie przed koronawirusem, a w innym z tego samego powodu zwiększają liczbę mszy świętych.
Na zachód od Odry biskupi mówią, że trzecie przykazanie z powodu epidemii w zasadzie przestaje obowiązywać, na wschód od Odry obowiązuje nadal. Pokazuje to najlepiej, że tak zwana synodalność Kościoła oznacza w praktyce rozbicie i zamęt. Bogu dzięki, że polscy biskupi potrafią jeszcze łączyć wiarę i rozum. Oczywiście nikt nie nakazuje rezygnacji ze zdrowego rozsądku, higieny, ostrożności, ale jednocześnie wiara nakazuje nam przed powietrzem, ogniem i wojną ratunku szukać w Bogu.
Jednocześnie lewica bardzo ostro domaga się zamknięcia kościołów w ogóle, zakazania praktyk religijnych w czasie epidemii.
Znamienne, że najgłośniej krzyczą ci, co do Kościoła nie chodzą i nie powinni czuć się epidemiologicznie zagrożeni. Chodzi o wpojenie innego przeświadczenia, że chodzenie do kościoła, na mszę świętą, to zagrożenie. Tak dla przypomnienia warto zacytować jednego z księży, który przypomniał, że Jezus nigdy nie zarażał, ale uzdrawiał. Lewica interesuje się też finansami Kościoła, mówi, że za dużo jest świątyń, ośrodków duszpasterskich, że należałoby to przeznaczyć na biednych.
Szlachetna troska…
Po pierwsze, jest to troska tych, którzy sami na tacę nie rzucają. Po drugie – w Ewangelii mamy jednego z apostołów, który bardzo troszczył się o ubogich, który potem okazał się zdrajcą i złodziejem. A skoro już pojawił się wątek Judasza, to warto wspomnieć fragment książki kard. Saraha, „Wieczór się zbliża, dzień się nachylił”, który mówi wprost, że z murów Kościoła sączy się duch Judasza. Nie tylko z zewnątrz, ale z wnętrza Kościoła. I pamiętajmy, że postać Judasza to nie tylko zdrada, ale też rozpacz duchowa. Utrata wiary w Bożą miłość i miłosierdzie. Przecież święty Piotr zapadł się Pana. Ale umiał do niego powrócić. Gorzko zapłakał, zawierzył Bożemu Miłosierdziu. Judasz stracił wiarę, wpadł w rozpacz i się powiesił. Rozpacz to taka skrajna niewiara. Jak obserwujemy brak działań włoskich biskupów to przypominają się słowa kardynała Saraha. Przypomnijmy, że prymasem Włoch jest za każdym razem papież.
Pomijając samą kwestię mszy. Pandemia jest przerażająca, ale jednocześnie właśnie teraz wiele osób na przykład chorych chce, by ksiądz przyszedł do nich z sakramentem.
Tak, a jak ktoś jest chory czasem przychodzi do niego szafarz, który owszem może udzielić komunii, ale już nie wyspowiada. Natomiast tyle słyszeliśmy o tym, że Kościół jest lazaretem. Szpitalem polowym, że ma opatrywać rany. Być blisko ludzi. I nagle się okazuje, że wierni w potrzebie nagle napotykają zamknięte drzwi świątyń. Z drugiej strony mamy w historii Kościoła przykłady, jak św. Karol Boromeusz, reprezentant tego Kościoła „zamkniętego”, jeden z ojców soboru w Trydencie, w czasie epidemii w Mediolanie w 1576 roku nie tylko nie zamykał kościołów, ale chodził po mieście na czele procesji z modlitwą o ustanie epidemii. A więc tak łatwo było niektórym piętnować ten Kościół „zamkniętej twierdzy”, Trydentu. I nagle się okazuje, że właśnie tam, w północnej Italii mamy ogromny kontrast w zachowaniu obecnych „otwartych” pasterzy do tych sprzed setek lat. A w ogóle, to dobrze wiemy, kto się boi wody święconej…
Czytaj też:
Terlikowski: Rolą Kościoła jest dbałość o zbawienie duszy i życie wieczne, nie o życie doczesne
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.