Meller we wpisie na Facebooku opisał swoją reakcję na zwycięstwo wyborcze Andrzeja Dudy. "Teraz, jak słyszę o niesamowitej mobilizacji, fantastycznej walce z całym aparatem państwa i nieograniczonymi funduszami przeciwnika zajumanymi z publicznej kasy, kiedy dobrzy ludzie mówią o wyniku ponad możliwości, i tak, o obronionym pier***onym honorze, to mam ochotę komuś w mordę strzelić. Spoko, tak naprawdę jestem pacyfistą, w dodatku osłabionym po chorobie" – czytamy.
facebook
Dziennikarz przekonuje, że wybory wygrał kandydat, który "nie pominął żadnej obleśnej okazji, by zagrać na najgorszych ludzkich instynktach".
Meller wspomina, że powyborczy poniedziałek przeżył "zaskakująco lekko", a świadomość porażki dopadła go dopiero we wtorek. "Poczucie łomotu było wręcz obezwładniające. A było tak blisko! Ej, kolego, wcale nie było blisko, prawie pół miliona głosów to nie jest żadne blisko. Wp***dol to wp***dol, ogarnij się" – stwierdza.
Następnie dziennikarz rozwodzi się nad tym, czy gdyby Trzaskowski wziął udział w debacie TVP w Końskich, to czy miałoby to wpływ na wynik wyborów. Meller przekonuje również, że wsparcie Biedronia, Hołowni i Kosiniaka-Kamysza dla kandydata PO było niewystarczające.
"Gdyby tak stanęli ramię w ramię, bo podobno, jak zapewniali, ojczyzna w potrzebie? Ale nie mam 15 lat, wiem, że każdy gra na siebie, deklarowany interes kraju jest najwyżej na miejscu trzecim, po interesie własnym i partii" – stwierdza.
Czytaj też:
On mógł zniszczyć Platformę
Czytaj też:
Czarzasty drwi z Gretkowskiej w TVN24. "Jestem tak oburzona, kupię dom w Hiszpanii"