Pierwsi polscy komandosi atakują. Tak się rozpoczęło III powstanie śląskie
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Pierwsi polscy komandosi atakują. Tak się rozpoczęło III powstanie śląskie

Dodano: 

Odpowiedzialny za dywersję Puszczyński zaproponował operację na dużą skalę, ściśle związaną z otwartą walką zbrojną. Słabość powstańców w otwartym polu miała zostać zrównoważona prowadzonymi z zaskoczenia akcjami specjalnymi. Oficer wiedział, co robi. Od 15. roku życia konspirował przeciw caratowi, a pod koniec pierwszej wojny światowej został komendantem POW na okupację austriacką. Na Śląsk został skierowany przez Ministerstwo Spraw Wojskowych i brał udział w licznych działaniach specjalnych już podczas II powstania.

Jesienią 1920 r. przedstawił plan działań. Grupy dywersyjne miały odciąć Górny Śląsk od reszty Niemiec, przerywając połączenia kolejowe, telegraficzne i telefoniczne. W pierwszych dniach powstania do rejonu planowanych walk nie dotarłyby zapasy z magazynów we Wrocławiu i w Nysie, a posiłki z głębi kraju zostałyby poważnie opóźnione. Dawało to powstańcom realną możliwość dotarcia w ciągu kilku dni do linii Odry.

Jak często bywa ze śmiałymi akcjami, Puszczyński długo przekonywał przełożonych do swojego planu. Usłyszał nawet, że „prędzej wszystkie ryby w Odrze wyzdychają, niż wysadzi choć jeden most". Ostatecznie w grudniu 1920 r. uzyskał zgodę. Od razu przystąpiono do szkolenia grup dywersyjnych w Sosnowcu, gdzie mieściła się polska baza wypadowa na Górny Śląsk. Kapitan już wcześniej nawiązał kontakt z Polakami, którzy w odpowiedzi na niemiecki terror na własną rękę wysadzali tory, niemieckie magazyny wojskowe i pomniki znienawidzonego Wilhelma II.

Kpt. Tadeusz Puszczyński w 1921 roku.

Teraz werbował ich do tworzonego oddziału, ceniąc doświadczenia w posługiwaniu się materiałami wybuchowymi wyniesione z pruskiego wojska i kopalń. Drugą dużą grupę stanowili weterani powstania wielopolskiego. Doświadczeni w walce i znający dobrze niemiecki, co było konieczne w skrytych działaniach na terytorium wroga. Przyjmowano też ludzi, którzy nie wąchali jeszcze prochu. Wszyscy ochotnicy musieli wykazać się sprytem i być sprawni fizycznie.

Do szkolenia zaangażowano starych bojowców PPS, którzy nie nadawali się już do akcji dywersyjnych, ale mogli przekazać młodzieży swoją wiedzę i doświadczenie. Kapitan specjalnie ściągnął do tej pracy m.in. najlepszego specjalistę od bomb w Pogotowiu Bojowym PPS Tadeusza Szturma de Sztrema. Szkolenie obejmowało posługiwanie się bronią i materiałami wybuchowymi, długotrwałe marsze z obciążeniem i niezbędne legendowanie powodu obecności na obcym terenie. Ćwiczenia praktyczne odbywały się w miejscach podobnych do terenu przyszłych działań. Kursanci ćwiczyli w nocy, aż do osiągnięcia perfekcji w dojściu do celu, podkładaniu ładunków i skrytym odejściu w ściśle określonym czasie.

Grupa Destrukcyjna

W styczniu 1921 r. Puszczyński objął kierownictwo Referatu Destrukcyjnego w Dowództwie Obrony Plebiscytu i zaczął tworzyć oddział. Zakonspirowany jako kupiec drzewny Konrad Wawelberg umieścił dowództwo operacji w hotelu Deutsches Haus w Strzelcach Opolskich. Znacznie ułatwiało to podróże po Śląsku i spotkania z członkami grupy. Wybrane do wysadzenia mosty trzeba było sfotografować, wykonać ich szkice, zbadać miejsca, w których można było podłożyć ładunki, rozpoznać ich ochronę i opisać trasy podejścia i odejścia. Nie było to łatwe, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie każdy obcy od razu rzucał się w oczy, a niemieccy mieszkańcy czuli się zagrożeni.

Czytaj też:
Cud techniki na celowniku Toma Cruise'a. Niezwykłe dzieje mostu i zapory w Pilchowicach

Informacje o planowanych działaniach dywersyjnych przeniknęły do przeciwnika. W styczniu gazeta „Ostdeutsche Morgenpost” opublikowała artykuł pt. „Polski plan strategiczny akcji na Górnym Śląsku”, w którym opisywała, że Polacy będą chcieli odciąć Śląsk od reszty Niemiec. Dzięki ścisłej konspiracji działalność grupy udało się utrzymać w tajemnicy, ale siły rozjemcze obsadziły najważniejsze mosty kolejowe. Opolski landrat w styczniu wyznaczył wysoką nagrodę – 10 tys. marek za ujęcie polskich dywersantów.

Nie mniejszy problem stanowiło dostarczenie materiałów wybuchowych w pobliże mostów. Na każdy potrzeba było ich po kilkaset kilogramów. Zostały dowiezione z Warszawy, ale oznaczone niemieckimi cechami. Ukryte w kopalnianych magazynach w Zagłębiu, w największej tajemnicy zostały przewiezione w pobliże celów. Założono specjalne przedsiębiorstwo przewozowe, które dostarczyło ponad tonę ekrazytu i melinitu na konnych wozach, pod ziemniakami albo sianem. Wpadka oznaczałaby międzynarodowy skandal.

Po plebiscycie, który odbył się 20 marca 1921 r., zaczęło być jasne, że nie obejdzie się bez akcji militarnej. W kwietniu Korfanty zatwierdził plan powstania. Członkowie oddziału zaczęli być przerzucani w pobliże wybranych do zniszczenia obiektów. Niektórych udało się umieścić w domach i stodołach zaufanych Polaków. Inni musieli koczować w lasach, ukrywając się przed czujnym okiem Niemców. Wszystkie grupy na kilkanaście dni przed wybuchem powstania znalazły się na miejscu, gotowe do akcji.

Lakoniczny rozkaz: „Wykonać w nocy z drugiego na trzeci maja tysiąc dziewięćset dwudziestego pierwszego roku” podpisany przez dowódcę powstania ppłk. Macieja Mielżyńskiego dotarł do oddziału 1 maja. Niezwłocznie wysłano łączników do poszczególnych grup, stawiając je w stan gotowości. Puszczyński wyjechał nadzorować wysadzenie mostu w Szczepanowicach.

Cała akcja trwała ok. trzech godzin. Na odcinku ponad 90 km wysadzono siedem mostów kolejowych i zniszczono dwa odcinki torów. Sparaliżowało to ruch pociągów w tej części Śląska. Trasy z Kędzierzyna do Nysy oraz z Wrocławia do Opola i Kluczborka na dłuższy czas zostały wyłączone z użytku. Wieczorne berlińskie gazety w dramatycznym tonie informowały o wydarzeniu, a minister spraw zagranicznych Walther Simons na specjalnym posiedzeniu Reichstagu wskazywał na jego „wielką skalę”. Niemcy nie mogli szybko dowieźć freikorpsów ani zaopatrzenia dla walczących oddziałów. Dzięki powodzeniu akcji siły powstańcze w ciągu tygodnia wyszły na tzw. linię Korfantego, zajmując obszar, którego domagała się Polska po plebiscycie.

Grupa „Wawelberga” była pierwszym polskim oddziałem specjalnym z prawdziwego zdarzenia. Jej działania były bodaj pierwszą w historii wojen próbą osiągnięcia celów operacyjnych za pomocą działań specjalnych. Próbą zwieńczoną dużym sukcesem. Rozbudowana i dozbrojona grupa została użyta w dalszych walkach. W ich trakcie jej członkowie zniszczyli jeszcze 50 mostów, trzy dworce kolejowe, kilkaset metrów torów kolejowych, a nawet cztery pałace pruskich arystokratów – polakożerców, znacząco wspierając powstańców. Grupa została rozwiązana 5 lipca. Kapitanowi Puszczyńskiemu nie dane było wziąć udziału w następnej wojnie. Zmarł na nieuleczalną chorobę w lutym 1939 r. Wiechaczek – tak jak wielu innych powstańców – został przez Niemców zamordowany w obozie koncentracyjnym w Oranienburgu w 1941 r.

Czytaj także