W ostatnich miesiącach mamy do czynienia z działaniami ze strony Naczelnej Izby Lekarskiej i Naczelnej Izby Aptekarskiej, które wydają się kompletnie nie rozumieć swojej roli i zamiast dbać o wspólnotę reprezentowanych przez siebie środowisk, wdają się w wewnętrzne wojenki szkodzące im samym, zaufaniu do ich przedstawicieli i przede wszystkim pacjentom.
Naczelna Izba Lekarska cenzuruje własnych członków…
Na wojnę z przedstawicielami własnego środowiska zdecydowała się pójść Naczelna Izba Lekarska. W kwietniu na przesłuchania przed izbowym Rzecznikiem Odpowiedzialności Zawodowej wezwani zostali lekarze nie aprobujący w pełni przyjętej strategii walki z pandemią koronawirusa. Wśród nich znalazł się m. in. dr Paweł Basiukiewicz, kardiolog i internista ze Szpitala Zachodniego w Grodzisku Mazowieckim, prof. Ryszard Rutkowski z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku czy dr Zbigniew Martyka, specjalista chorób zakaźnych, ordynator oddziału obserwacyjno-zakaźnego w szpitalu w Dąbrowie Tarnowskiej.
Nie są to pierwsze zarzuty skierowane przeciwko medykom prezentującym odmienne od przyjętego za jedyne słuszne zdanie na temat metod działania państwa w ramach walki z pandemią koronawirusa. Już w zeszłym roku Izba wszczęła postępowania wyjaśniające wobec lekarzy, którzy byli sygnatariuszami apeli do rządzących o zmianę polityki rządu wobec pandemii, a w szczególności o zapewnienie całkowitej dobrowolności udziału w akcji szczepień przeciwko wirusowi SARS-Cov-2. Zarzucono im, że prezentują poglądy niezgodne z wiedzą epidemiologów i że podważają zaufanie społeczne do szczepień.
Dr Paweł Basiukiewicz był jednym z sygnatariuszy tego listu otwartego. Doktor wielokrotnie stawał na stanowisku, że lockdown zabija. Apelował o zakończenie nauki zdalnej, zaniechanie powszechnego stosowania teleporad i otwarcie szpitali oraz przychodni lekarskich dla wszystkich chorych. W kwietniu tak komentował swoje wezwanie na przesłuchanie przez Izbę: „Nie ukrywam, że żyję w napięciu. Sprawa jest dziwna. Od marca 2020 roku żyjemy w jakimś dziwnym świecie, nie tylko z powodu koronawirusa, ale dzieje się coś dziwnego ze społeczeństwem, z opinią publiczną, z możliwością wypowiedzi”.
Dr Zbigniew Martyka z kolei w niedawnej rozmowie z naszym portalem mówił, że nie wierzy w możliwość prowadzenia w Polsce rzetelnej debaty na temat koronawirusa. Przywołał przykład próby podjęcia takiej dyskusji w programie Jana Pospieszalskiego "Warto rozmawiać", który ostatecznie został zdjęty z anteny za „brak przedstawienia argumentów strony przeciwnej”, po tym jak przedstawiciele Naczelnej Izby Lekarskiej odmówili wzięcia udziału w programie. Dr Martyka komentując działania podejmowane wobec niego przez NIL jasno ocenił, że ich celem jest po prostu „uciszenie niewygodnych głosów”. Na jego przesłuchanie przez Izbą nie zostali wpuszczeni dziennikarze, ani reprezentujący go adwokat.
Szykany ze strony samorządu zawodowego lekarzy spotkały wcześniej także lekarzy prezentujących całkowicie odmienne stanowiska niż dr Martyka czy Basiukiewicz. Na przesłuchania przed Naczelnym Rzecznikiem Odpowiedzialności Zawodowej wzywani byli także Paweł Grzesiowski i lekarz Bartosz Fiałek, którym z kolei za złe brano to, że twierdzili, iż działania podejmowane w sprawie zwalczania epidemii są zbyt opieszałe i niespójne. Naczelna Izba Lekarska postanowiła cenzurować i naciskać wszystkich, którzy odbiegają od odgórnie ustalonej narracje w sprawie pandemii i środków jakie należy podejmować, żeby ją zwalczać.
Naczelna Izba Aptekarska linczuje przedsiębiorców
Z szeroką krytyką spotykają się także działania samorządu zawodowego farmaceutów. Już od lat środowisko to trawione jest nieustającymi sporami pomiędzy różnymi grupami właścicieli aptek. Indywidualni aptekarze walczą z placówkami sieciowymi, a sieci zarzucają tym pierwszym, że działają wyłącznie w interesie własnym i największych hurtowników, bez wzięcia pod uwagę dobra pacjentów. Naczelna Rada Aptekarska opowiada się w tym sporze jasno przeciwko sieciom, a jej czołowi działacze nie gryzą się w język zarzucając sieciom opłacanie lobbystów czy zastraszanie organów nadzorujących rynek farmaceutyczny.
W kwietniu jeden ze sporów pomiędzy Naczelną Izbą Aptekarską, a działającą w Polsce siecią apteczną znalazł swój finał w sądzie. Poszło o stworzoną przez sieć Gemini aplikacje służącą do rezerwowania leków w aptekach. Po publikacjach prasowych na temat jej działania, jakie ukazały się w ogólnopolskich mediach, w czerwcu zeszłego roku Izba wydała komunikat, w którym zarzuciła sieci nielegalne i nieetyczne praktyki. Sąd Okręgowy w Warszawie, który badał tę sprawę stwierdził, że Naczelna naruszyła dobra osobiste Gemini i nakazał usunięcie nieprawdziwego komunikatu, a także zapłatę przez NIA 25 tysięcy złotych na cel charytatywny.
Najciekawsze było jednak uzasadnienie wyroku, które ustnie podczas rozprawy przedstawiła sędzia. Stwierdziła, że działania Izby są „wynikiem niezachowania pewnego rodzaju standardu”, a jeżeli się jest tego rodzaju organizacją to należy „chronić interesy wszystkich członków, działać celowo oraz pisać w sposób rzetelny, odpowiedzialny i ze świadomością tego jakie treści niesie nasz przekaz”. Sąd wyłożył wprost, że komunikat wydany przez Izbę „został opublikowany bez sprawdzenia i bez próby weryfikacji”, a jego treść została wręcz nazwana jasno po imieniu linczem! Zdaniem sądu „Izba nie jest tego rodzaju jednostką, której zadaniem jest skrytykowanie, wręcz zlinczowanie przedsiębiorcy”.
Interesujące jest także to, w jaki sposób sąd uzasadnił obowiązek dokonania przez Izbę wpłaty na cel charytatywny. Wpłata ta została zasądzona „za niezachowanie standardów i za tolerowanie tego, że osoby które pełnią w Izbie funkcje istotne, znaczące, reprezentacyjne, zajmują się bardziej działalnością publicystyczną”. Nie zabrakło także odniesień do konkretnych członków Naczelnej Izby Aptekarskiej: „Ja sobie zdaje sprawę z tego, że szczególnie pan Tomków, którego temperament publicystyczny był bardzo widoczny w trakcie rozprawy może mieć prywatne konto na twitterze. NIA to jednak aprobuje, toleruje i nie zwraca uwagi na to, że w taki sposób zachowywać się nie można jeśli się jest jednocześnie postrzeganym jako osoba funkcjonująca w środowisku Izby”.
Po wyroku Izba komunikat usunęła, ale w tej sprawie pewnie będziemy świadkami apelacji. Niemniej jednak jeśli orzeczone przez sąd środki zostaną utrzymane w mocy to za pochopne oskarżanie przedsiębiorców o nielegalne działania i za publicystyczne zapędy członków władz Izby zapłacą szeregowi farmaceuci. To z ich składek przecież opłacane są koszty sądowe i z ich pieniędzy finansowana będzie zasądzona wpłata na rzecz Puckiego Hospicjum pod wezwaniem św. Ojca Pio. Tyle dobrego, że pieniądze te zostaną spożytkowane na zbożny cel.
Te opisane praktyki samorządu zawodowego lekarzy i samorządu zawodowego farmaceutów na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie całkowicie odmiennych przypadków. Skutki tych działań są jednak bardzo podobne. Izba aptekarska boryka się z problemem konfliktu interesów, bo z jednej strony ma dbać o dobro całego środowiska farmaceutów, a z drugiej jej władze – zdaniem części obserwatorów – mają swoje partykularne powody, żeby zwalczać konkurencje. Lekarze zaś traktują pandemię jako okazję do zamknięcia ust wszystkim tym, którzy w ich środowisku maja odmienne zdanie. Jedna i druga organizacja wybiera twarde metody działania, odrzucając całkowicie dialog i próbę porozumienia. Lekarze publicznie stawiają zarzuty swoim kolegom i wzywają ich na przesłuchania ciągnąc przez całą Polskę i traktując niemal jak zagrożenie dla bezpieczeństwa Polaków. Farmaceuci zamiast prób dialogu wolą oskarżać wszystkich dookoła o nielegalne działania i traktują swoją pozycję jako narzędzie do realizacji własnych interesów. Wszystkie te konflikty wylewają się na zewnątrz podważając zaufanie Polaków do systemu ochrony zdrowia. W całej tej zabawie nie ma miejsca na dobro pacjentów, którzy chcą mieć prawo do wyboru albo wyrażenia własnych wątpliwości. Paradoksalnie i Naczelna Izba Lekarska i Naczelna Izba Aptekarska, robiąc to, co robią i motywując to właśnie troską o pacjentów, osiągają efekty kompletnie przeciwne.
Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.