Jak powszechnie wiadomo część sławy, jaką cieszy się ostatnio wicepremieryssa Bieńkowska jest skutkiem jej hojności. A konkretnie wydatków jej ministerstwa na wkładki o funduszach unijnych dołączane do zaprzyjaźnionych z nią periodyków. Spotkało się to z dość powszechnym potępieniem – nawet ze strony redaktora naczelnego przychylnego wszak rządowi tygodnika „Polityka”.
Czy słusznie? Jeśli już to powinniśmy mieć pretensje, że odpowiednie teksty nie są sygnowane jako „artykuł sponsorowany”. Poza tym to nihil novi w niektórych polskich mediach. Których? Każdy wie, kto choć trochę przytomny.
Ale nie ma co pisać o oczywistościach. Najciekawsze jest to, czy szczodrość wicepremieryssy da jej prawdziwą polityczną wielkość. Nie taką nadmuchaną, ale realną – odporną na złe warunki atmosferyczne i upływ czasu. Kilkanaście lat temu można było zaobserwować podobny przypadek. Pierwsza kobieta w Polsce została premierem. Pewien periodyk, który dziś głosi chwałę wicepremieryssy, wtedy wypisywał peany na temat owej pani z Pleszewa. Mniej zorientowanym warto przypomnieć jej nazwisko – była to Hanna Suchocka. Mogliśmy wtedy czytać teksty o wielkim formacie pani Suchockiej, jej politycznym talencie i szerokich horyzontach. Dla czytelników nastawionych bardziej na odbiór emocjonalnych publikowane były wzruszające opisy cierpliwości mieszkańców Pleszewa, którzy od samego rana koczowali przed Urzędem Rady Ministrów, aby wręczyć bukiety róż swojej wielkiej rodaczce. Kwiaty odgrywały wielką rolę w kulcie pierwszej kobiety-premier. Pewna znana dziś publicystka była wtedy autorką „duszoszczipatielnej” relacji z Krakowa, o tym jak tamtejsze słynne kwiaciarki serdecznie przyjęły panią Hanię. Oczywiście bukietami kwiatów. Kult pierwszej kobiety-premier nie obejmował pytań o to dlaczego prowadzi samotne życie, czy ma konto i czy ma koty.
Dziś mamy panią Elę, a topos kwiatów w jej kulcie został zastąpiony przez tatuaże. Bo i czasy mamy inne. Wtedy propagowano rządy ludzi mądrych, rozważnych i rozsądnych, teraz fajnych, ale zdecydowanych i twardych. Z epoki rządów ludzi mądrych i rozważnych nic nie zostało. Pierwsza kobieta-premier znalazła sobie miejsce jako ambasador w Watykanie i ponoć dobrze sobie tam radziła. Zapomnieli o niej nawet, a może przede wszystkim, propagatorzy jej kultu.
Czy tak będzie też z wicepremieryssą? Zobaczymy, bo zaczęło się jej podgryzanie przez opozycję. To było oczywiste, jeśli wicepremieryssa ma być atutem, to trzeba go wytrącić z ręki jej patrona. Do tej pory była tylko urzędnikiem, mogła unikać sytuacji konfliktowych i podejmowania niepopularnych decyzji. Została politykiem, skończył się więc tamten komfortowy czas. Ciekawe jak zniesie pierwszy, drugi, kolejny wniosek o wotum nieufności? Albo strajk kolejarzy?
Wazelina, którą obecnie jest namaszczana, ma właściwości jedynie wspomagające. Jeśli wicepremieryssa jest pustą kreacją, to teksty o królowej Elżbiecie będzie można włączyć do tej samej teczki z wycinkami, gdzie znajduje się relacja o krakowskich kwiaciarkach. Ale nie ma co wróżyć, lecz trzeba patrzeć, oceniać i omijać artykuły sponsorowane.