. Kardynał Wyszyński był dla mnie od zawsze, raczej urzędowy niż rewelacyjny, jak Jan Paweł II. Pontyfikat papieża-Polaka przyćmił dokonania kardynała Wyszyńskiego, ale tylko dla takich jak ja, czyli ludzi, którzy niewiele wiedzieli. Ale gdy w trakcie uroczystości objęcia stolicy piotrowej przez Karola Wojtyłę zobaczyłem, że Papież przyjmując na tronie akt poddaństwa od innych kardynałów nagle właściwie klęka przed jednym z nich to przejrzałem. Do dziś wzajemny uścisk tych dwóch kapłanów-Polaków stanowi symbol długiej i ciężkiej drogi polskiego Kościoła, aż do tak spektakularnego wyniesienia.
Jak ostatnio celnie stwierdził Jan Pospieszalski, wielkość kardynała Wyszyńskiego szczególnie widać w dzisiejszych czasach i to głównie przez słabość polskiego Kościoła. W ogóle dziś sobie trudno wyobrazić, by Kościół wydał z siebie człowieka tego formatu. Wystarczy się dziś zapytać jakiegoś Polaka kto przewodzi polskiemu kościołowi, by zobaczyć jak daleko zaszliśmy w ślepy zaułek kryzysu przywództwa. Obecnie dziedzictwo Prymasa Tysiąclecia ocenia się głównie poprzez to, że pozwoliło ono przeprowadzić polski katolicyzm przez Morze Czerwone komunizmu. Ale jego przesłanie jest aktualne do dziś i to nie tyle w sferze religijnej, ale i społecznej.
Strategia Prymasa
Im więcej wgryzałem się w biografię tej postaci, tym bardziej mi imponował. Głównie, to mój konik, poprzez niesamowitą strategię komunikacyjną. Tak, tak – w czasach kiedy komunizm blokował wszelkie środki informacji, kościół Wyszyńskiego był pełnokrwistym graczem medialnym. I to pod względem strategicznym, jak i taktycznym.
Strategia. Wyszyński oparł się o kościół ludowy. Przeniesiony na poziom wiernych, parafii. Trudno wtedy było uderzyć komunizmowi w organizację, która miała rozproszoną hierarchię, płaską strukturę, gdzie nie można było odciąć głowy efemerycznemu centrum. Widać to było szczególnie w okresie uwięzienia Prymasa, kiedy polski kościół działał, mimo zablokowania jego przywódcy kontaktu i z wiernymi, i z hierarchią. Oparcie się o lud dawało jeszcze inne zalety. Prostą zdrową wiarę, daleką od wątpliwości coraz mniej katolickich elit, które wybrały się w drogę pozytywistycznej współpracy z władzą, w imię tzw. „ratowanie substancji narodowej”. Niech będzie, że to była jakaś druga, równoległa taktyka, jednak dopiero wsparcie jej przez kościół masowy dawało przewagi.
Taktyka, to dwa przykłady z tysięcy, które były Jego udziałem. Po pierwsze Tysiąclecie Chrztu Polski. To był taki ruch, że nawet komuniści musieli się podłączyć. Głównym problemem dla nich było to, że data powstania państwa polskiego była de facto datą jego przyłączenia do wspólnoty chrześcijańskiej, datą chrztu, czyli aktu na wskroś religijnego. Najlepiej, by tę datę można było przemilczeć. Ale ruch ze strony Prymasa był tak przemożny, że nie szło go zignorować. Ogłaszając Wielką Nowennę Tysiąclecia dał narodowi dziewięć lat na przygotowanie się do tej uroczystości. Był to tak przemożny ruch, że… przyłączyli się komuniści początkując akcję „tysiąc szkól na tysiąclecie Polski”. Wielu z nas edukowało się w takich przybytkach, które de facto powstały z… konkurencji władz z Prymasem, by dołożyć coś świeckiego do tego katolickiego święta.
Przykład drugi to kult maryjny. Nie będę się tu wywodził na religijnymi i w tym wymiarze pozytywnymi skutkami tego kultu. Prymas podczas kazania na procesji uroczystości Bożego Ciała w Warszawie 20 czerwca 1957 zapowiedział peregrynację po wszystkich parafiach w Polsce kopii cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. W odpowiedzi władze zaczęły polowania na te kopie, by nie dochodziło do gorszących pielgrzymek w polskich miastach. Nie można było tego powstrzymać, kopie obrazów krążyły pomiędzy parafiami, domami, jednak gdy zabroniono pokazywania kopii częstochowskiej prymas podjął genialną decyzję. Będziemy po parafiach obwozić kopie ram obrazu jasnogórskiego. Władze nie wiedziały co zrobić, bo trzeba było uganiać się za nielegalnymi ramami obrazu. Zaś widok ludzi modlących się do pustych ram Pani Jasnogórskiej był widomym znakiem i zawierzenia ludu, i obłędu opresyjnego państwa.
Smutny obraz naszego upadku
Obchody uroczystości beatyfikacji Prymasa Tysiąclecia pokazują i stan naszego społeczeństwa, i stan naszego Kościoła. Gdy się przeczyta co komunistyczna „Trybuna Ludu” pisała o Wyszyńskim po jego śmierci i zestawi to z rewelacjami prasy dzisiejszej, choćby Newsweeka, ale i głównie szalejącej "Gazety Wyborczej", to można zobaczyć gdzie zabrnęliśmy. Dziś przez wielu, ponad jego ewidentnymi zasługami, Wyszyński jest umniejszany i atakowany. Czego tam nie ma: i eugenik, który urodził Rydzyka, i faszysta, i nic o kobietach (szkoda, że nie o LGBT). To czysty prezentyzm (zakładając dobrą wolę „dziennikarzy”), czyli przenoszenie na niegdysiejsze czasy dzisiejszych kryteriów. I to w całkowitym fałszowaniu rzeczywistości faktów, jak choćby w sprawie pozycji kobiet w społeczeństwie, którą w swojej nauce Prymas wręcz wywyższył, w dodatku dając im ich Królową.
To, że niektóre media plują na Jego dorobek, to jedynie smutny obraz naszego upadku. Ale jest jeszcze kwestia druga – to, jak polski kościół traktuje jego spuściznę. Mnie się wydaje, że on się jej wstydzi. To znaczy wstydzi się swej obecnej małości w stosunku do dokonań Prymasa Tysiąclecia. Tego, że On dokonał w tak ciężkich czasach tak wielkiego dzieła, podczas gdy obecny Kościół polski stacza się religijnie i społecznie w czasach o wiele łatwiejszych. Że brak mu woli przywództwa. Że jest zapatrzony w materialne objawy życia, również religijnego. Najbardziej jaskrawo wyszło to kiedy księża podczas uroczystości beatyfikacyjnych Prymasa zaczęli robić fotki swoimi smartfonami, kiedy wniesiono Jego relikwie.
Obchody beatyfikacji tego przywódcy ludu odbyły się… bez ludu. Zamiast zrobić je jako imprezę masową, z wolnym dostępem, zrobiono imprezę za zaproszeniami, na której lud wstępu nie miał, za to wstęp miały elity. Takiej dziś odpowiedzi udzielił kościół w stosunku do Jego spuścizny. Kilka dni temu na meczu polskiej reprezentacji mieliśmy sześćdziesięciotysięczny tłum kibiców, ale masowej imprezy dla wszystkich dla Prymasa nie dało się (nie chciało się?) kościołowi zorganizować z przyczyn… epidemiologicznych. W czasie uroczystości na parę tysięcy osób nie było można się wyspowiadać, za to mieliśmy mobilny punkt szczepień na kowida. To najbardziej obrazowe świadectwo stanu polskiego kościoła. Wielu mówi, że impreza się odbyła na Wilanowie by było daleko od Katedry, w której spoczywa Prymas Tysiąclecia. Bo On wstałby chyba z grobu i zgromił całe to towarzystwo za lanserkę nad jego dziedzictwem, która kompletnie mu zaprzecza.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
Czytaj też:
Abp Polak: Prymas Wyszyński był przywódcą Kościoła, ale i mężem stanuCzytaj też:
Kardynał Stefan Wyszyński – życiorys, którym można by obdzielić wiele osób