Nie słychać masowych protestów przeciw temu, jakby nie było, ograniczeniu wolności słowa. Zawodowi obrońcy swobody badań naukowych, tak głośni podczas sporu o nowelizację polskiej ustawy o IPN z 2018 roku, teraz milczą jak zaklęci. Do Kanady nie wybierają się ani amerykańscy, ani izraelscy negocjatorzy, którym tak leżała na sercu całkowita swoboda wypowiedzi. Nie słyszałem ani o zbiorowych listach naukowców, ani o protestach. Powód wydaje się banalnie prosty. Zmiany wprowadzane w Kanadzie dotyczą ochrony pamięci żydowskiej, dlatego protestów brak; zmiany w polskiej ustawie dotyczyły pamięci polskiej, dlatego wywołały światową awanturę.
Polska nowelizacja
Najpierw trochę historii. Nie wiem, ilu czytelników pamięta historyczny spór polityczny, wywołany zmianą treści ustawy o IPN. Rzecz dotyczyła przyjęcia przez Polskę w styczniu 2018 roku ustawy, która przewidywała ściganie za rozpowszechnianie kłamstw na temat polskich obozów śmierci i przypisywanie Polakom zbrodni popełnionych przez III Rzeszę. Odnośny artykuł brzmiał następująco: „Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości. Przepis ten stosuje się do obywateli polskich i do cudzoziemców”.
Dalsze losy tego przepisu pewnie również czytelnicy znają. Gigantyczne protesty w Izraelu, Stanach Zjednoczonych i wielu państwach Europy doprowadziły do tego, że polscy politycy zdecydowali się na ustępstwa. Polska ostatecznie w czerwcu 2018 roku z przepisu się wycofała, na otarcie łez otrzymując wspólna deklarację premierów Morawieckiego i Netanjahu. Zabawne, że jak w tylu innych przypadkach, zanim doszło do rezygnacji i usunięcia paragrafu, oficjalna linia partii brzmiała tak, jak ją przekazywała ówczesna rzecznik PiS: ani kroku w tył. „Nie będziemy zmieniać żadnych przepisów w ustawie o IPN. Mamy dość oskarżania Polski i Polaków o niemieckie zbrodnie”.