DoRzeczy.pl: Dlaczego doszło do Rzezi Woli?
Piotr Gursztyn: Żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy mówić o dwóch płaszczyznach. Jedną jest meta-płaszczyzna, a drugą kwestia praktyczna. W przypadku meta-płaszczyzny mamy do czynienia z ideologią nazistowską i niemieckim szowinizmem, który był wcześniejszy jeszcze od ideologii nazistowskiej, oraz poczucie pogardy w stosunku do ludzi ze środkowej i wschodniej Europy, a szczególnie do Polaków. Natomiast wzgląd praktyczny określiła geografia.
Po wybuchu Powstania Warszawskiego Niemcy gorączkowo kompletowali odsiecz dla jednostek niemieckich zablokowanych w centrum Warszawy przez Powstańców. Jedna z tych grup, dowodzona przez generała SS Hainza Reinefartha, zmontowana na terenie Kraju Warty, akurat z tej strony docierała do Warszawy. Dlatego właśnie wskazuje na powyższe dwa argumenty: mentalno-ideologiczny i praktyczny, który odpowiada nam na pytanie, dlaczego właśnie na Woli doszło do tych wydarzeń.
Mamy również aspekt chęci przejęcia kontroli nad Warszawą przez Hitlera. Czy to ważne?
Już po stłumieniu powstania Himmler mówił podczas jednego z przemówień, że zwrócił się do Hitlera z apelem: „mein Führer, mamy teraz świetną okazję pokazać temu narodowi, który od czasu Tannenbergu (czyli Grunwaldu) stoi nam na przeszkodzie zadać dotkliwą stratę i zniszczyć jego stolicę”. Ten aspekt odgrywał znaczenie. Trzeba pamiętać, że III Rzesza i generalnie Niemcy prowadzili politykę bardzo nieprzytomną, praktycznie do końca wojny, czyli ostatnich dni istnienia III Rzeszy. Mamy wręcz anegdotyczną sytuację, gdy w grudniu 1944 roku, kiedy już było po Powstaniu, a front Sowiecki stał na Wiśle z przyczółkami na Zachód, gubernator Warszawy Ludwig Ficher, który właściwie nie miał czym rządzić, napisał memorandum, w którym zalecał, aby powoli zacząć dopuszczać Polaków do niższych stanowisk urzędniczych w generalnej guberni, ale nic im nie obiecywać politycznie. To pokazuje, jak szalona była ówczesna niemiecka polityka.
Dlaczego mówimy o „rzezi”? Chodzi o liczbę ofiar?
Nazwa „rzeź” przyjęła się od samego początku, dlatego nie ma, co walczyć z nią. Słusznie zwrócił uwagę na to prof. Dariusz Gawin, który wskazuje, że słowo „rzeź” sugeruje spontaniczną, niekontrolowaną przemoc. Na przykład, gdy w średniowieczu Wikingowie zdobywali wieś i mordowali każdego, kto podszedł im pod miecz. Natomiast na Woli mieliśmy do czynienia z zimnym, przemysłowym mordowaniem. Coś w stylu holokaustu. Największa eksterminacja miała miejsce w tych częściach Woli, gdzie nie toczyły się walki. Musimy pamiętać, że oddziały powstańcze zdobyły tylko wschodnią część Woli, położoną bliżej Śródmieścia, gdzie wysoka i gęsta zabudowa umożliwiała im skuteczną obronę przed wojskiem niemieckich. Zachodnią część Woli stanowiły obszary luźno zabudowane z przerwami na pola. Tam nie toczyły się żadne walki, a ludzie siedzieli zamknięci w swoich domach. Mordowano ich godzina po godzinie, ulica, po ulicy, dom, po domu, aż do momentu, gdy mordercy doszli do linii frontu, ponieważ tam Powstańczy zaczynali do nich strzelać.
Czy Powstańcy wiedzieli o tym, co dzieje się na Woli?
Wszystko działo się w stosunkowo krótkim czasie. Sygnały docierały, jednak trzeba pamiętać jaki wówczas był system łączności, a działo się wszystko przez gońców. Nie było łączności telefonicznej czy radiowej. Dowódca Kedywu prosił po południu 5 sierpnia o pomoc, gdy akcja już trwała, tłumacząc, że sam kijem nikogo nie obroni. Był jeden kontratak Powstańców w jednej części Woli, w pobliżu cmentarzy, jednak jego celem była poprawa sytuacji taktycznie, a nie ratunek. Według mnie, ta wiedza o mordach, była chaotyczna, szczątkowa i niepewna. Nie zdawano sobie długo sprawy ze skali mordu. Można było uznać, że były to ekscesy, które miały miejsce przez całą okupację, poza wyobraźnią, że godzina po godzinie, można było zamordować tysiące osób.
Czy ktoś poniósł odpowiedzialność za Rzeź Woli?
W przypadku Rzezi Woli absolutnie nikt. Może kilku sprawców poniosło drobne konsekwencje. Hainz Reinefarth nie poniósł żadnych konsekwencji, zmarł jako szanowany obywatel miasta Westerland. Erich von dem Bach-Zelewski zmarł w więzieniu, ale skazany został w RFN wiele lat po wojnie, ponieważ jeszcze przed wojną uczestniczył w walkach nazistów z komunistami, gdzie wiele osób poniosło śmierć. Można powiedzieć, że jakąś karę poniósł Oskar Dirlewanger, choć to była sprawiedliwość ludowa, gdyż wszystko wskazuje na to, że tuż po wojnie, został rozpoznany przez grupę, polskich, byłych więźniów obozów koncentracyjnych, którzy pobili go na śmierć.
Czytaj też:
Powstanie Warszawskie. 20 faktów, które trzeba znaćCzytaj też:
Powstanie 1944-2022. Refleksje bardzo osobiste
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.