Zima nadeszła, ale na razie nie zmieniło to wiele w krainie Westeros. Walka o to, kto zasiądzie na Żelaznym Tronie trwa w najlepsze – zmieniają się tylko kandydaci. Siódmy sezon serialu „Gra o tron” jednocześnie zachwyca i irytuje fanów. Przykuwa uwagę, bo akcja już dawno wyszła poza ramy opublikowanych dotąd książek, więc każdy odcinek przynosi zupełnie nowe zakręty fabuły. Irytuje, bo w całym sezonie odcinków jest tylko siedem (w dodatku premiera odbyła się kilka miesięcy później niż zwykle, czyli pod koniec lipca, a nie tradycyjnie, w kwietniu). Wszystko to jednak jest ze sobą powiązane. Widać, że twórcy serialu HBO – działający przecież w ścisłym porozumieniu z autorem powieści George’em R.R. Martinem – robią, co mogą, by nie zakończyć sagi, nim nie uczyni tego pisarz. A w każdym razie, by nie wyprzedzać go nadmiernie.
Niewiele chyba z tych starań wyjdzie, bo nowej książki ciągle nie widać. Ostatnią – jak dotąd – był „Taniec ze smokami”, który ukazał się sześć lat temu. Premierę „Wichrów zimy” kilkakrotnie przekładano w ostatnich latach. 22 lipca tego roku autor na swoim blogu napisał: „Ciągle nad nią pracuję i wciąż miesiące dzielą mnie od ukończenia (ile miesięcy? – dobre pytanie), wciąż miewam dni dobre i złe, to właściwie wszystko, co mam do powiedzenia”. Dodał też kokieteryjnie, że czytelnicy ujrzą nową książkę o krainie Westeros w roku 2018.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.