I na dodatek – masz babo placek – nawet ślimaczące się do niedawna inwestycje (ostatnia nadzieja rozproszonej opozycji totalnej i jej sojuszników) przestały się ślimaczyć. No, po prostu jak pech, to pech. A inwestycje ostatnio rzeczywiście nawet nie tylko, że lekko się odbiły od dna, na którym legły w fatalnym pod tym względem roku 2016, co wręcz podskoczyły. Nie da się w tym miejscu uniknąć kilku liczb. Oto one: „Dynamika produkcji po wyeliminowaniu wpływu czynników kalendarzowych i sezonowych wyniosła 8,1 proc. rok do roku, po 6,7 proc. przed miesiącem. To najlepszy rezultat od grudnia 2011 r”. – orzekł na łamach „Rzeczpospolitej” Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Produkcja wzrosła w sierpniu w 30 spośród 34 branż, i to wzrosła niemało, bo np. w produkcji budowlano-montażowej o 23,5 proc. (po wzroście o 18,8 proc. w lipcu). Wszystko to razem zapowiada, że w III kwartale inwestycje będą wyższe o 5 proc., licząc rok do roku (w II kwartale wzrosły o niewiele, bo zaledwie o 0,8 proc.).
Na dodatek stopa rejestrowanego bezrobocia spadła do 7 proc. – poziomu najniższego od 1991 r., a w kasie państwa po sierpniu jest rekordowa nadwyżka – 4,9 mld zł. Coś takiego – należy na tym głęboko ubolewać – budżetowi III RP przytrafiło się chyba po raz pierwszy, bo zwykle o tej porze roku tonął on już po uszy w deficycie, czyli długach.
Tym razem jednak wicepremier Mateusz Morawiecki – nie kryjąc dumy oraz radości z tego powodu, jak to ma w zwyczaju – temperuje oczekiwania i studzi emocje, zapowiadając, że ta nadwyżka „przekształci się w deficyt w końcówce roku, ale ten deficyt będzie dużo niższy niż planowany” i „wyniesie maksimum 50 mld zł, a może nawet będzie znacząco niższy”.
Bo też – to fakt – wynik ten, choć robi wrażenie, zważywszy na wzrost wydatków państwa, choćby na program „Rodzina 500+”, pozostawia spory niedosyt. W końcu w tym samym czasie, gdy my się cieszymy nadwyżką w ciągu roku, nawet po ośmiu miesiącach od jego początku, a także zapewne niższym od planowanego deficytem na koniec grudnia, w niejednym państwie Europy dobrą tradycją staje się nadwyżka w kasie państwa na koniec roku. Kiedy my, Polacy, się jej doczekamy? Czyli kiedy zaczniemy spłacać swoje zadłużenie, zamiast je ustawicznie powiększać? W czym swój walny udział miały rządy Donalda Tuska i Ewy Kopacz, które w ciągu ośmiu lat swego urzędowania podwoiły dług Polski.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.