„Pedagogika wstydu”, której poddawani są Polacy, jest elementem wojny cywilizacyjnej
Artykuł sponsorowany

„Pedagogika wstydu”, której poddawani są Polacy, jest elementem wojny cywilizacyjnej

Dodano: 
„Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów”
„Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów” 
Niemcy zapłaciły za swoje zbrodnie wielkie odszkodowania, szczególnie Izraelowi. Nadto, po wojnie Niemcy poddani zostali zbiorowej psychoanalizie, uznali więc, że spłacili winy. Zrzucili ich brzemię. Ale winy nie znikną z historycznego rozrachunku. Ktoś musi odpowiadać za popełnione zbrodnie nawet za sto, dwieście, a może i tysiąc lat – mówi w rozmowie z portalem dorzeczy.pl dr Barbara Stanisławczyk, autorka książki „Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów”, pisarka, reportażystka, doktor nauk politycznych. Honorowy Członek Polskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.

Nie trzeba być specjalnie bystrym obserwatorem, by zauważyć, że od lat mamy do czynienia z konsekwentną kampanią oskarżania Polaków o sprawstwo czy współsprawstwo Holokaustu. Stwierdzenie „polskie obozy koncentracyjne” pojawia się w mediach w różnych krajach; udające naukowe, kłamliwe publikacje zakłamują historię. Jakim celom politycznym służy narracja o rzekomym polskim udziale w Holokauście?

W pierwszym planie narracja ta służy niemieckiej polityce oczyszczania się z win. Nikt nie chce być winnym, tym bardziej być jedynym winnym takiego ogromu zbrodni, jakich dokonały hitlerowskie Niemcy. Niemcy zapłaciły za swoje zbrodnie wielkie odszkodowania, szczególnie Izraelowi. Nadto, po wojnie Niemcy poddani zostali zbiorowej psychoanalizie, uznali więc, że spłacili winy. Zrzucili ich brzemię. Ale winy nie znikną z historycznego rozrachunku. Ktoś musi odpowiadać za popełnione zbrodnie nawet za sto, dwieście, a może i tysiąc lat. Holocaust, w czasie którego wielu Żydów straciło wiarę w Boga, stał się rodzajem żydowskiej religii. Zastępczą religią, stanowiącą spoiwo żydowskiego narodu, budującą żydowską powojenną tożsamość. Holocaust z umniejszoną winą sprawcy nie spełni tej funkcji. Toteż szuka się zastępczego winnego, odwracając jednocześnie porządek moralny, kiedy to ofiara staje się sprawcą. Polska jest tym łupem.

Dlaczego akurat Polska?

Ponieważ jest ona istotnym przedmiotem w głębszym planie rozgrywania dziejów. W głębszym zaś planie, „pedagogika wstydu”, której poddawani są Polacy, jest elementem wojny cywilizacyjnej, jaka się toczy w obszarze świata zachodniego od wieków, w zasadzie od czasu renesansu i reformacji. Polska z jej katolicką tradycją, będącą ostoją katolicyzmu i cywilizacji zachodniej, silną wciąż wiarą, mimo usilnych prób jej osłabienia i wyeliminowania, taka Polska jest solą w oku przeciwników naszej zachodniej cywilizacji, przeciwników cywilizacji chrześcijańskiej.

A może nie chodzi o cele polityczne, ale finansowe?

Zwykle idą one ze sobą w parze. O żydowskich roszczeniach związanych z bezspadkowym mieniem i ustawie 447 było jakiś czas temu głośno. Temat został wyparty przez pandemię, a później wojnę na Ukrainie. Ale powróci za jakiś czas. Co do tego nie miejmy złudzeń.

Czy w dzisiejszym świecie stwierdzenie prawdy historycznej, że Holokaust jest dziełem Niemców ma jeszcze znaczenie?

Zawsze ma i będzie miało znaczenie. Od tego jak jest opowiedziana historia zależy nasza teraźniejszość i nasza przyszłość, jako narodu, również w wymiarze jednostkowym, i przyszłość państwa, przyszłość naszych dzieci i wnuków. Przeszłość buduje narodową i indywidualną tożsamość Polaków. Tożsamość silną lub labilną. Decyduje o tym, jak będziemy postrzegani w świecie. Albo jesteśmy narodem dumnym albo zawstydzonym swą przeszłością. Za tym idą działania polityczne, kulturowe, wreszcie finansowe… Narody i państwa, które pozwalają manipulować swoją przeszłością, swoją historią postrzegane są jako słabe. W istocie są słabe.

okładka książki „Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów”

"Nie medali nam trzeba, nie pieniędzy, ale sprawiedliwej oceny sytuacji wojennej” – to słowa jednego z bohaterów Pani książki Henryka Grabowskiego, który ukrywał przywódców Żydowskiej Organizacji Bojowej. Dlaczego głos potomków Żydów ocalonych przez Polaków jest tak rzadko słyszany?

Henryk Grabowski wraz z żoną Ireną działali w żydowskiej konspiracji. Przeprowadzali Żydów, ukrywali ich w swoim domu i w specjalnym bunkrze, do którego wchodziło się przez studnię i właz wybity nad lustrem wody. Wraz z przyszłymi bojownikami getta Grabowscy gromadzili arsenał militarny i chowali go pod łóżkiem, na którym spała ciężarna Irena Grabowska: karabiny, pistolety, noże, końcówki hydrauliczne, kilkaset kilogramów węgla drzewnego i podobną ilość saletry do wyrobu materiałów wybuchowych, itp. Zakopywali materiały w łąkach na Czerniakowie w pobliżu domu, a potem szmuglowali do getta. W 1941 r. Henryk otrzymał od Josefa Kaplana polecenie skontaktowania się z organizacjami żydowskimi w Białymstoku, Grodnie i Wilnie. Do Białegostoku i do Grodna szedł pieszo, spał w polu i jadł to, co zaoferowało mu pole, kiedy już skończył się zapas słoniny, którą ze sobą zabrał w drogę. W żadnym z gett nie zastał konspiratorów, albo ich tam nie było albo się ukryli. A Grabowski usłyszał, by więcej się tam nie pojawiał. Po powrocie musiał się ukrywać, bo ich dom nachodziło Gestapo. W końcu i Irena uciekła z dzieckiem w łąki. Z konspiracji nie zrezygnowali. – To już byli przyjaciele – powiedział Grabowski, kiedy z nim rozmawiałam w latach dziewięćdziesiątych. Nie oczekiwał wdzięczności. Nie liczył osób, którym pomógł, bo do niczego nie było mu to potrzebne. Nie brał pieniędzy, zarabiał handlując słoniną. Ale miał żal, że żydowscy przyjaciele, ci, którym pomagał, a którzy przetrwali wojnę, nie odezwali się głośno i oficjalnie, kiedy padały, wciąż padają słowa o tym, że Polacy przyczynili się do zbrodni na Żydach. - I to jest ten ból. I to jest ten żal – powiedział Grabowski.

Milczą także potomkowie uratowanych. Nie wiemy jaką opowieść przekazali im rodzice.

Może taką, jaką usłyszał Adam Wygwajzer, który urodził się w powojennej Polsce nim jeszcze jego rodzice udali się z nim do Izraela, o polskich winach. Matka Adama nie chciała o Polsce słyszeć, jak przyznał Adam, nie lubiła Polaków. Jego ojciec odwrotnie, dopóki żył, przekonywał żonę, że się myli, bo sam został uratowany na polskiej wsi przez trzy rodziny. Z Polski wyjeżdżał niechętnie. Adam nie odważył się jednak sprzeciwić matce. Na to nakłada się wielka polityka i związana z nią narracja, której młode pokolenie Żydów chcąc czy nie chcąc podlega i ulega. Uczniowie z Izraela w czasie odwiedzania Auchwitz eskortowani są przez uzbrojonych ochroniarzy czy też izraelskie służby i ostrzegani przed czyhającymi na nich zagrożeniami, jakby odwiedzali kraj wroga.

Dlaczego tak mało mówi się i pisze o tych nacjach, którzy rzeczywiście Niemcom pomagali w Holokauście? Mam na myśli formacje pomocnicze nacji kolaborujących z III Rzeszą Niemiecką, złożone z Białorusinów, Ukraińców, Litwinów, Łotyszy.

Może właśnie dlatego, że pomagali, że nie dali świadectwa rycerskiej postawie i moralności chrześcijańskiej, co tak pięknie w czasie wojny uczynili Polacy. Polacy byli pierwszym i osamotnionym narodem i państwem, które bohatersko stanęło do walki wobec silniejszego wroga. Litwini, Łotysze, Ukraińcy czy Białorusini, jako kolaboranci Hitlera, wpisują się w niemiecką powojenną politykę historyczną, która próbuje obdzielić inne narody swoimi winami, na zasadzie czarne jest białe. Dlaczego współgra z nimi w tej sprawie diaspora żydowska, to już inne zagadnienie, bardziej złożone, które zasługuje na oddzielne i szerokie potraktowanie, związane z dogłębnymi badaniami historycznymi.

Do jakiego czytelnika kieruje Pani swoją książkę?

Swoich książek, niejako na przekór czasom i trendom, nie traktuję jak towar. Nie myślę, czy i jak dobrze się sprzedadzą. Pisząc, nie zastanawiam się, kto książkę przeczyta. Nawet nie myślę o tym, czy w ogóle ją ktoś przeczyta. Realizuję temat, który mnie interesuje, i który uważam za ważny, wierząc, gdzieś podświadomie, że zainteresuje on również innych. Myślę, że „Poza strachem” może trafić do szerokiego kręgu czytelników. Tak do tych, których interesuje ciekawa opowieść, bo historie w niej zawarte napisało przede wszystkim życie, a nie powstydziłaby się ich najciekawsza fabuła. Jak też do tych, którzy chcieliby poznać i zrozumieć historię. Chciałabym, by przeczytali ją ci wszyscy, do których tak łatwo, zbyt łatwo, trafia tzw. pedagogika wstydu, której jako Polacy jesteśmy poddawani. By zrozumieli, że wojna, a w szczególności relacje polsko-żydowskie, były o wiele bardziej skomplikowane, niż to przedstawia narracja tzw. nowej szkoły badań nad Holocaustem.

Czy planowane jest wydanie książki w innych krajach? Pomogłoby to promować prawdę o losach Polaków i Żydów, mordowanych przez Niemców podczas II wojny światowej.

Po pierwszym wydaniu książki [pt. „Czterdzieści twardych”], jeszcze w latach 90-tych, Kongres Polonii Australijskiej we współpracy z Kongresem Polonii Amerykańskiej, wręczając mi w podzięce za książkę Medal im. Jana Strzeleckiego, podjęły jednocześnie próbę jej wydania w języku angielskim. Powstała nawet specjalnie w tym celu powołana Fundacja, ale na jakimś etapie prac, po zmianie polonijnego szefostwa, z nieznanej mi przyczyny, zostały one wstrzymane. Książka jak dotąd nie miała zagranicznego wydania. Chciałabym wierzyć, że uda się to z obecnym wydaniem, choć prawda historyczna przebija się w zachodnim świecie z wielkim trudem, szczególnie ta tłumaczona z języka polskiego.

Zastanawiała się Pani co zrobić, by zainteresować historiami przedstawionymi w książce młodych ludzi, których świat koncentruje się w smartfonie?

Nie mam tu dobrej odpowiedzi, poza tym, by wydać książkę w wersji ebooka. Myślę, że do młodych ludzi trafiłby także filmowy dokument, a najlepiej film fabularny. Te historie są gotowymi scenariuszami.

Co może pomóc w popularyzowaniu historii polskich Sprawiedliwych? Jakie działania należałoby podjąć w tym kierunku?

Należy przede wszystkim pokazać prawdziwą skalę tego zjawiska, to znaczy rzeczywistą skalę pomocy niesionej Żydom przez Polaków. Jest bardzo wiele nie odkrytych historii. Minie jeszcze trochę czasu i nigdy już nie będą miały szansy być odkryte. Trzeba pokazać też skalę i wagę tzw. pomocy cząstkowej, udzielanej czy to doraźnie czy z rozmysłem, ale na pewnym tylko etapie ratowania. W ratowanie jednego Żyda musiało być zaangażowanych kilkanaście, a wręcz kilkadziesiąt osób. Pokazują to historie, które opisuję. Ktoś pomógł przetransportować Żydów, ktoś podał pożywienie, inny ukrył ich na kilka dni, jeszcze inny pomógł załatwić lewe papiery…. Sprawiedliwi, to nie tylko ci, których podopiecznym udało się przeżyć wojnę i mogli zaświadczyć. Przecież ukrywany i ukrywający często ginęli wspólnie, często bez świadków. Ta „mała” pomoc jest niedoceniana i nie zbadana, a bez niej nie byłoby sukcesu ratowania. Trzeba wciąż przypominać, że tylko w Polsce praktycznie obowiązywała kara śmierci za pomoc Żydom, nawet za drobny gest pomocy czy jej domysł. Miało to swoje uzasadnienie. To w Polsce, gdy chodzi o europejskie kraje, mieszkało najwięcej Żydów, i tu najwięcej ich było ratowanych.

Co Pani sądzi o przekazywaniu historii Holokaustu poprzez komiksy? Nie chodzi mi o słynny komiks „Maus”, ale ogólnie o taki sposób prezentowania dziejów.

Choć jestem przywiązana do klasycznych form przekazu, lubię książki w formie papierowej, to nie neguję innych, nowszych form. Jednak ważne, by one uzupełniały klasyczny przekaz wiedzy, a nie go zastępowały. A przede wszystkim, by nie były elementem jej teatralizacji. Żaden komiks nie odda złożoności i głębi historycznej prawdy, jednak może budować symbole i emocje. Może też zainteresować tematem, co sprawi, że młody człowiek go następnie zgłębi.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał TPL

Autorka książki „Poza strachem. Jak Polacy ratowali Żydów” – Barbara Stanisławczyk

Źródło: Wydawnictwo FRONDA
Czytaj także