W ciągu zaledwie sześciu lat kinowe opowieści o Thorze przeszły długą drogę. Spójrzmy na początek – w fotelu reżysera Kenneth Branagh, a na ekranie historia lekka, lecz dość konwencjonalna i mocno trzymająca się ziemi (oraz Ziemi). Film z roku 2011 przedstawiał co prawda we wstępie zaziemski świat zwany Asgardem oraz jego władców, ale to, co najważniejsze, rozgrywało się tu i teraz, bo aroganckiego Thora zesłano za karę na Ziemię. Była to zatem wariacja na dobrze znany temat – tak właśnie wyglądały filmy o komiksowych zaziemskich superherosach od czasów pierwszego „Supermana”: przybysz z daleka pojawia się pod naszym dachem, w ślad za nim przybywa kosmiczne niebezpieczeństwo, a relacje między obcym a ludźmi są nie tylko źródłem zagrożenia, lecz także komizmu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.