Ryszard Gromadzki: Ponad 100 tys. głosów, które uzyskała pani w wyborach do Parlamentu Europejskiego w znanej z liberalnych sympatii Wielkopolsce, robi wrażenie. Wynik Konfederacji w całym kraju też był zdecydowanie lepszy niż w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych. Co złożyło się na ten progres?
Anna Bryłka: Wybory do Parlamentu Europejskiego są dla Konfederacji łatwiejsze, bo dają nam możliwość wyraźnego odróżnienia programowego od innych partii. Jednak najważniejszą kwestią jest wiarygodność, jeśli chodzi o krytykę polityk realizowanych przez Unię Europejską. Konfederacja jest w tej krytyce konsekwentna, nie uderzaliśmy w Zielony Ład, pakt migracyjny, wspólny unijny dług czy podatki tylko na potrzeby kampanii wyborczej. Krytykowaliśmy te przepisy od chwili ich zaproponowania, od momentu rozpoczęcia procesu legislacyjnego. Czas przyznał nam rację. Nie pomyliliśmy się w naszych przewidywaniach. Potwierdzeniem słuszności naszej krytyki były choćby masowe protesty rolników – nie tylko w Polsce, lecz także w całej Unii Europejskiej. Ta wiarygodność zaprocentowała.
Długo wydawało się, że większość Polaków jest bezkrytyczna wobec Unii Europejskiej. W ostatnich miesiącach widać, że eurosceptycyzm w narodzie rośnie. Nie chodzi tylko o protesty rolników. Wydaje się, że krytyczne nastawienie wobec posunięć Brukseli ma coraz większa część opinii publicznej.
Rzeczywiście, długo dominował u nas stereotyp, że obecność w Unii to przede wszystkim korzyści. Jednak od pewnego czasu w naszym społeczeństwie zaczyna dojrzewać świadomość, że obecność Polski w Unii Europejskiej to nie tylko korzyści, lecz także coraz większe koszty. Ostatnia kadencja Parlamentu Europejskiego i pozostałych instytucji unijnych doprowadzi do wdrożenia wielu bardzo niekorzystnych polityk, których skutków Polacy nie mają świadomości. Starałam się podczas swojej kampanii tłumaczyć te rzeczy podczas spotkań z wyborcami. Wyjaśniałam ludziom, o co chodzi z dyrektywą budynkową czy pakietem ETS2, tłumaczyłam, skąd się wziął zakaz sprzedaży aut spalinowych od 2035 r., co to będzie oznaczało dla przeciętnego gospodarstwa domowego. Jestem wstrząśnięta, kiedy słyszę, jak polska poseł do Parlamentu Europejskiego, pani Scheuring-Wielgus, nie ma pojęcia, czym jest dyrektywa budynkowa. To pokazuje, że przed wyborami europejskimi w ogóle nie było rzetelnej debaty dotyczącej następstw unijnej polityki klimatycznej dla przeciętnego gospodarstwa domowego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.