Zwrot w prawo

Dodano: 
Prezydent Francji Emmanuel Macron
Prezydent Francji Emmanuel Macron Źródło: PAP/EPA / Julien de Rosa
Kacper Kita II Francja weszła w stan permanentnego politycznego chaosu.

Media głównego nurtu we Francji wpadły w histerię. Pierwszy raz od upadku Vichy rząd jest zależny od „skrajnej prawicy”. „Najbardziej prawicowy rząd od lat”; „Rasista i reakcjonista na czele policji” – tego rodzaju krzykliwych nagłówków nie brakuje. Lewica organizuje manifestacje antyrządowe, mówiąc o „łamaniu demokracji” i żądając dymisji prezydenta Emmanuela Macrona. Ponadto nowy minister spraw wewnętrznych Bruno Retailleau także nie przebiera w słowach, deklarując buńczucznie: „Ręka mi nie zadrży, by zamykać islamistyczne meczety”. Wandejczyk Retailleau to tym lepszy kandydat na „czarnego luda” lewicy, że głosował przeciw aborcji czy kolejnym elementom agendy LGBT. Skład rządu Michela Barniera pokazuje, że francuski establishment chce odróżnić się w oczach społeczeństwa od skrajnej lewicy. Są jednak wątpliwości, czy prawicowa korekta w drugim największym kraju Europy będzie faktyczna, a nie jedynie werbalna.

Powyborczy pat

Francuzi dopiero co głosowali aż trzy razy w ciągu miesiąca – w wyborach do Parlamentu Europejskiego i dwóch turach przyspieszonych wyborów do Zgromadzenia Narodowego. O ile 9 i 30 czerwca zwycięstwa odniosło RN Marine Le Pen, które zdobyło rekordowe wyniki 31 proc. i 33 proc., o tyle 7 lipca w drugiej turze udało się „zatrzymać faszyzm” dzięki stworzonemu ad hoc sojuszowi od skrajnej lewicy do części centroprawicy. Osławiony front republikański odniósł jednak tylko częściowy sukces. Le Pen zwiększyła liczbę posłów i pierwszy raz w półwiecznej historii partii może pochwalić się największym klubem w Zgromadzeniu. Większości nie uzyskały ani lewicowa koalicja Nowy Front Ludowy, ani obóz prezydencki, które nie są w stanie porozumieć się co do programu pozytywnego wykraczającego poza powstrzymywanie Le Pen.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także