Już za chwilę »superniania« kontra słynne urwisy z Działoszyna. Dwaj chłopcy wpędzają mamę w czarną rozpacz. Czy »superniania« powstrzyma koszmar z Działoszyna?”; „Jeden, drugi i trzeci krzykacz. Czy będzie potrzebna pomoc egzorcysty?” – takimi komentarzami lektora opatrzony był show „Superniania”, emitowany przez TVN w latach 2006–2008. Format zaczerpnięto z Wielkiej Brytanii, gdzie w rolę wychowawczyni niegrzecznych dzieci wcielała się Jo Frost. W polskiej wersji zadanie powierzono Dorocie Zawadzkiej. Sześćdziesięciodwuletnia dziś Zawadzka jest psychologiem rozwojowym z dyplomem psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Wykładała zarówno na UW, jak i w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej. Angażowała się w liczne projekty walczące z przemocą wobec dzieci, także w kontekście kar cielesnych. Karierę w telewizji zaczęła od TVP, gdzie pojawiła się jako ekspert w programie „Akademia IQ”, promującym zdolne dzieci. Prawdziwą rozpoznawalność przyniósł jej jednak udział w show stacji z Wiertniczej.
Schemat był prosty – Zawadzka jako „superniania” przyjeżdżała na wezwanie zrozpaczonych rodziców, którzy nie dawali sobie rady z własnym dzieckiem (lub dziećmi). Widzowie oglądali maluchy w przeróżnych, trudnych sytuacjach – płaczące i zasmarkane, wyzywające swoje mamy, kopiące w bezsilności czy rzucające – ich zdaniem niesmacznym – obiadem na podłogę. Pierwsza część programu polegała na obserwacji. Zawadzka spędzała z rodziną pewien czas, aby poznać jej sytuację. W części drugiej „niania” wdrażała własne metody wychowawcze. Najbardziej znaną było wysłanie niegrzecznego kilkulatka na tzw. karnego jeżyka, czyli w odosobnione miejsce, w którym dziecko miało się uspokoić i zastanowić nad zachowaniem. Psycholog promowała też system nagród i kar. Itak np. zalecała zbieranie koralików za dobre zachowanie – jeśli maluch zebrał całą szklankę, to dostawał nagrodę. Były „punkty ujemne” za niesubordynację. Następnie rodzice mieli za zadanie utrzymać nowe zasady, po czym Zawadzka wracała do rodziny sprawdzić, jak się jej wiedzie. Według wizji przedstawianej przez TVN niemal zawsze, mimo niewielkich trudności, misja kończyła się sukcesem „superniani”.
Po „Superniani” – psychiatra
Jednak okazuje się, że rzeczywistość jest inna. Bohaterką jednego z odcinków była Róża, w czasie nagrań dwuipółletnia dziewczynka. Przedstawiono ją jako dziecko „terroryzujące” rodziców krzykiem. Po latach udzieliła wywiadu, w którym przedstawiła swoją perspektywę. – Program sprawił, że moje dzieciństwo było ciężkie. Bycie przedstawionym jako największy wróg rodziny na pewno nie jest czymś, z czym chciałabym zacząć dzieciństwo – wspomina dziewczyna. Róża przyznaje, że było to dla niej doświadczenie na tyle traumatyczne, że miała później myśli samobójcze. – Powiedziałam to mojemu tacie. Nie panikował, wiedział, co powiedzieć. Rodzice zapewnili mi dobrą opiekę psychiatryczną, z której korzystam do tej pory [...]. Na pewno pomogła mi rozmowa z ludźmi, którzy też byli prześladowani. Otrzymałam odpowiednią pomoc. Byli ludzie, którzy motywowali mnie do ruchu i pracy nad sobą” – wspomina w rozmowie na kanale „Nie wiem, ale się dowiem”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.