Sto czterdzieści pięter, 10 tys. mieszkańców – całe miasteczko, cała mikrospołeczność ukryta pod ziemią. Na powierzchni żyć się bowiem nie da, czego dowodem obraz przekazywany okiem kamery ustawionej przy wyjściu. Oto nasza przyszłość według serialu „Silos” („Silo”), którego drugi sezon stał się w minionym roku jedną z najchętniej oglądanych produkcji Apple TV+. W grudniu był to największy hit serwisu. Robota jest solidna: pierwszy sezon był dobry, drugi jest jeszcze lepszy – w dużym stopniu dzięki Rebecce Ferguson w roli głównej. Pamiętamy ją jako lady Jessikę z „Diuny”, tu zagrała Juliette, wraz z którą odkrywamy sekrety ponurego świata przyszłości.
Na pozór wszystko jest proste i oczywiste: na zewnątrz czeka śmierć, w silosie jest bezpiecznie, tutaj rodzimy się, pracujemy i umieramy, żywiąc się nie tylko kukurydzą uprawianą na jednym z podziemnych poziomów, lecz także nadzieją, że kiedyś niebezpieczeństwo minie i dzieci, wnuki lub prawnuki będą znów mogły bawić się pod otwartym niebem. Ale skoro wszystko jest tak proste i oczywiste, to czemu jednocześnie jest tak skomplikowane?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.