Ledwo minęła burza rozpętana przez Jana Tomasza Grossa, który obwieścił światowym mediom, że Polacy w czasie wojny mordowali głównie Żydów i dlatego teraz nie chcą przyjmować do siebie imigrantów z Bliskiego Wschodu, na firmamencie zabłysła nowa gwiazda samobiczowania. Jak przeczytałem na licznych portalach, Olga Tokarczuk, świeżo upieczona laureatka nagrody Nike za rok 2015, postanowiła przejąć pałeczkę od autora „Sąsiadów” i sama biedny polski ludek do porządku przywołać. – Trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów – mówiła autorka „Ksiąg Jakubowych”, mianowana przez licznych znawców współczesnym anty-Sienkiewiczem. Słucham takich wypowiedzi z mieszanymi uczuciami. Głupiutkie to bardzo i tanie, na pewno. Doprawdy, ci modni twórcy, którzy każdą okazję muszą wykorzystywać do plucia na przeszłość i do manifestowania tego, jak bardzo jest im nie po drodze z polską historią, robią wręcz groteskowe wrażenie. Zohydzanie polskości jest dla wielu, obawiam się, niczym odruch psa Pawłowa. Widzą kamerę, słyszą pytanie dziennikarza i od razu, bez chwili zastanowienia, wyrzucają z siebie wyuczone frazy. Że brak w tym logiki i wiedzy? Cóż, jeśli głupota jest słuszna, to nie kompromituje.
Pisarka mówi o „własnej historii” i o rzeczach, które „robiliśmy”. Kto tu jest podmiotem? W czyim ona mówi imieniu? Kim są ci „my”, do których się przyznaje? To Olga Tokarczuk mordowała Żydów? To ona niewolników kupowała? Kim są tajemniczy „my”, którymi sobie usta wyciera? Minionymi pokoleniami Polaków, zapewne. I teraz ten chwyt, tylekroć powtarzany: przyznać się, by się odciąć. Wielu współczesnych inteligentów utożsamia się z przeszłymi Polakami tylko po to, żeby ich potępić, oczernić, odciąć się od nich. „Myśmy mordowali, myśmy kolonizowali” – to tylko fraza, która ma wywołać wrażenie szczerości i autentyczności. Nikt przecież dosłownie tej wypowiedzi nie rozumie. Każdy wie, że my to oni, a raczej wy. „My robiliśmy” oznacza „wyście to robili”, a ja was teraz oceniam i mówię, jacy jesteście podli. Ja, która należę do tych lepszych i oświeconych, czerpię swoją siłę i poczucie wyższości z waszej niższości. Ja, inteligentka wśród polskiej czerni i motłochu, mogę wam publicznie w twarz napluć, i tyle. I mam gdzieś, co sobie o mnie myślicie, bo wśród swoich zostanę pochwalona, bo my, mądrzejsi, tak myślimy. Poza tym tak w ogóle się myśli i myśleć powinno, o czym przekonamy się rychło, kiedy to znowu „Die Welt” albo inna zachodnia gazeta wypociny polskiej pisarki opublikuje i pokaże. Tak działa ten perwersyjny nieco mechanizm. Z korzyścią dla niektórych, ze szkodą dla Polski.
fot. Anna Zemanek
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.