W ostatnich dwóch stuleciach fortuna wojenna nie sprzyjała Rzeczypospolitej. Przegrywaliśmy kolejne powstania, kampanie i wojny. Traciliśmy niepodległość, nasze terytorium coraz bardziej się kurczyło. Wszystkie te klęski obfitowały jednak we wspaniałe, heroiczne epizody. Epizody, z których możemy być dumni.
Wielu polskich żołnierzy – tak jak niegdyś płk Wołodyjowski – wolało ponieść śmierć, niż dostać się w ręce wroga. Weźmy choćby gen. Jakuba Jasińskiego, który w 1794 r. bronił Pragi przed armią Suworowa. Gdy otrzymał rozkaz wycofania się przed przeważającymi siłami wroga, powiedział: „Po co rozpaczać w tej chwili, kiedy nas tylu gotowych do walki? Hańba z bitwy uchodzić”. Generał zginął z bronią w ręku na powstańczym szańcu.
37 lat później – podczas powstania listopadowego – do ostatka na posterunku pozostał gen. Franciszek Żymirski. W trakcie zaciętej bitwy o Olszynkę Grochowską odpierał kolejne szturmy Moskali dopóty, dopóki kula armatnia nie urwała mu ręki.
Do legendy przeszedł również wybitny dowódca z okresu powstania styczniowego Dionizy Czachowski, który poległ w potyczce pod Jaworem Soleckim. Powstanie Warszawskie było zaś jednym wielkim – trwającym 63 dni – pasmem straceńczego heroizmu. Każdego dnia tej bitwy bohaterską śmiercią ginęły tysiące najlepszych Polaków.
Swoich herosów miała także kampania 1939 r. Chociaż Polska – wzięta w kleszcze przez Stalina i Hitlera – nie miała szans na zwycięstwo, oni uratowali honor polskiej armii. Jednym z tych wielkich żołnierzy był, walczący pod Wizną, kpt. Władysław Raginis. Główny bohater nowego numeru „Historii Do Rzeczy”