Cinkciarz od kilku dni wysyła do swoich klientów propozycje ugód. Spółka podaje, że są one przeznaczone dla "klientów poszukujących dodatkowego zabezpieczenia". "Zagwarantują one zwrot 100 proc. powierzonych środków w uzgodnionym terminie oraz naliczanie odsetek za okres oczekiwania" – czytamy w komunikacie. Odsetki mają wynosić 19,25 proc. w skali roku, czyli o 8 proc. więcej niż stawka ustawowa.
Kilka dni temu tekst na temat tych ugód pojawił się w serwisie subiektywnieofinansach.pl. Maciej Samcik z jednej strony przyznaje w nim, że warunki są bardzo korzystne i wielu klientów może się na nie skusić. "Proponowane klientom wynagrodzenie za to, by zgodzili się zrolować dług o 12-18 miesięcy – w wysokości prawie 20% rocznie – byłoby kosmicznie wysokie. Np. dla jednego z klientów, który przechowywał u Cinkciarza ponad 120 000 zł oznaczałoby to wypłatę za rok kwoty o prawie 23 000 zł większej” – czytamy.
Z drugiej zaś strony, autor stara się dowieść, że umowy mają haczyk. Jaki? Skoro Cinkciarz proponuje tak dobre warunki, to najwidoczniej – pisze – musi mieć złe intencje. Jego zdaniem odsetki proponowane przez kantor są… "dziwne".
Tekst Samcika spotkał się z bardzo ciekawą reakcja w serwisie LinkedIn, gdzie twórca Cinkciarza Marcin Pióro – na co dzień stroniący od mediów – zamieścił komentarz skierowany bezpośrednio do Samcika. "Panie Macieju a co w tym jest takiego dziwnego? Rozumiem ze bierze Pan odpowiedzialność za wszystko co Pan opisuje w ramach swojego portalu. Rozumiem ze jak brał Pan od Nas pieniądze to nie było w tym nic dziwnego dla Pana!” – napisał.
Cinkciarz: Mec. Jachira kłamie
Dziennikarz nie odpowiedział na wpis w żaden sposób. Za to spółka we wtorek wydała komunikat tłumaczący, na czym polega jej propozycja ugody i dlaczego jest ona korzystniejsza od wynajmowania kancelarii prawnych, które od kilku tygodni reklamują swoje usługi w mediach. "W przestrzeni publicznej regularnie pojawiają się wypowiedzi prawników reprezentujących kancelarie prawne, które uruchomiły specjalne linie produktowe mające rzekomo gwarantować szybkie odzyskanie pieniędzy. Zwracamy uwagę, że w rzeczywistości skutek wynajęcia tych kancelarii może być odwrotny: zamiast ułatwić odblokowanie środków, znacząco je utrudni. Korzystniejsze wydaje się zawarcie ugody proponowanej przez spółkę" – czytamy w oświadczeniu.
Cinckiarz przywołuje w oświadczeniu wywiad z mec. Jędrzejem Jachirą z kancelarii "Sobota Jachira" wyemitowany w TVP Info i zamieszczony przez samą kancelarię w serwisie YouTube. Prawnik stwierdził w nim, że Komisja Nadzoru Finansowego cofnęła zezwolenie na świadczenie usług płatniczych przez spółkę Cinkciarz.pl. "Jest to oczywiste kłamstwo, bowiem decyzja KNF dotyczyła jedynie spółki Conotoxia sp. z o.o. Wskazaną wypowiedź trudno interpretować inaczej niż jako próbę wywołania paniki wśród klientów Cinkciarz.pl obliczonej na pozyskanie nowych zleceń przez kancelarię. W przeciwnym wypadku wypowiedź musiałaby świadczyć o elementarnej niekompetencji wypowiadającego te słowa" – pisze spółka. I zaznacza, że Conotoxia zaskarżyła tę decyzję w sądzie.
"Dalej mec. Jachira starał się zachęcać klientów Cinkciarz.pl do korzystania z usług kancelarii w zakresie kierowania wniosków o zabezpieczenie roszczeń majątkowych. Z jego wywodu wyłaniał się obraz, jakoby udzielenie zabezpieczenia przez sąd miało ochronić klienta przed ewentualną upadłością spółki. To również jest nieprawda. Zabezpieczenie polegające na zajęciu rachunku bankowego nie tylko nie chroni przed ewentualną upadłością, ale także nie może być wykonywane podczas postępowania restrukturyzacyjnego. W praktyce oznacza to, że klient decydujący się na ścieżkę proponowaną przez mec. Jachirę poniesie koszty postępowania sądowego oraz koszty komornicze w zakresie wykonania zabezpieczenia. Samo zabezpieczenie będzie zaś nieskuteczne, skomplikuje sytuację prawną klienta i wydłuży czas realizacji innych transakcji" – czytamy w komunikacie.
Cinkciarz wyjaśnia również, na czym polega przewaga ugody nad wnioskiem o zabezpieczenie. Przede wszystkim oznacza ona uznanie długu, co znacząco ma poprawiać sytuację procesową klienta w przypadku ewentualnej późniejszej decyzji o wystąpieniu na drogą sądową przeciwko spółce. Ma to być również ścieżka znacznie szybsza, zważywszy na średni czas trwania postępowania sądowego do uzyskania prawomocnego wyroku. No i wreszcie „ugoda przewiduje wyższe niż ustawowe odsetki za okres oczekiwania, co stanowi dodatkowe zabezpieczenie interesów klientów”.
Opóźnienia transakcji to wina… KNF?
Aktywność medialna kancelarii "Sobota Jachira" zaczęła się pod koniec października od artykułu „Gazety Wyborczej” reklamującego jej usługi. "Wyścig po pieniądze od Cinkciarza. Prawnik: ‘Kto pierwszy ten lepszy’”. Co ciekawe, dwa tygodnie później ta sama "Gazeta Wyborcza" opublikowała kolejny, jeszcze bardziej zastanawiający tekst. W tytule stwierdzono, że "GW" dotarła do wyników kontroli KNF w Cinkciarzu, ale już w dalej w treści była mowa o kontrolach prowadzonych w spółce… Conotoxia. Błąd był kardynalny, bo nie trzeba być ekonomistą, żeby wiedzieć, że KNF nigdy nie sprawowała nadzoru nad kantorami internetowymi, a więc nie mogła kontrolować Cinkciarza. Mogła jedynie prowadzić postępowanie w instytucji płatniczej, czyli w spółce Conotoxia.
Być może więc mec. Jachira, udzielając wywiadu w TVP Info, po prostu bezrefleksyjnie powielił błąd "Gazety Wyborczej". Zresztą cały artykuł jest pełen niekonsekwencji. O ile tytuł ("Wyborcza dotarła do wyników kontroli KNF w Cinkciarzu. Już wówczas zauważono nieprawidłowości") brzmi sensacyjnie i sugeruje, jakoby "GW" wykryła jakąś aferę, o tyle już w leadzie pojawia się stwierdzenie, że podczas poprzedniej kontroli w 2017 r. "KNF stwierdziła, że firma nie stanowiła zagrożenia dla bezpieczeństwa pieniędzy klientów".
Dalej jest jeszcze ciekawej. "Wyborcza" pisze bowiem, że KNF potwierdziła, iż transakcje klientów są "realizowane terminowo", czyli zgodnie z przyjętym regulaminem w ciągu ośmiu godzin. W treści artykułu nie ma też mowy o nieprawidłowościach, a jedynie o uchybieniach. Jako pierwsze z nich wymieniono fakt, że "spółka przyjęła zasady ładu korporacyjnego, ale nie zadeklarowała, kiedy je wdroży, a pod oświadczeniem nie podpisał się zarząd". W tekście nie ma też ani słowa o tym, by KNF skierowała jakiekolwiek zarzuty, czy choćby zalecenia pokontrolne pod adresem Conotoxii.
To, że KNF nie miała zastrzeżeń podczas poprzednich kontroli (jeszcze w 2022 r. Komisja wydała zgodę na rozszerzenie licencji dla spółki), znajduje potwierdzenie w komunikatach Conotoxii dotyczących skargi na decyzję Komisji. Spółka konsekwentnie twierdzi, że powodem cofnięcia zezwolenia były nie tyle jej naruszenia, ile zmiana podejścia samej Komisji, która przez lata nie zgłaszała zastrzeżeń do sposobu przechowywania środków klientów. "Zmiana stanowiska KNF podważyła jedno z najważniejszych założeń, na których spółka opierała swój dotychczasowy model działania. W naszej ocenie działanie KNF stanowi większe zagrożenie dla interesu klientów niż stawiane zarzuty" – czytamy w oświadczeniu firmy.
Paradoksalnie zresztą, to właśnie kontrola KNF mogła się przyczynić do opóźnień w realizacji transakcji. Tak przynajmniej wynika z ustaleń money.pl. Serwis miesiąc temu napisał, że opóźnienia w wypłatach pieniędzy wynikały ze zmian w systemach informatycznych, których wymagała od spółki Komisja. Conotoxia miała dokonywać "przepięć systemowych" w ramach realizacji 53 zaleceń pokontrolnych KNF "zgodnych z przedłożonym harmonogramem".
Czytaj też:
Klient Cinkciarza: Odzyskałem pieniądze. Nie likwiduję konta, wierzę w tę firmę