17-letni Emil Barchański zginął 3 czerwca 1982 roku. Jego ciało zostało wyłowione z Wisły. Kilka miesięcy wcześniej wraz grupą znajomych chłopak został aresztowany w związku z podpaleniem pomnika Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie. Jak pisze na łamach "Gazety Polskiej" Dorota Kania, wśród zatrzymanych razem z Barchańskim był Tomasz Sokolewicz – syn kierownika zespołu prawa konstytucyjnego w Instytucie Nauk Prawnych PAN Wojciecha Sokolewicza, kontaktu operacyjnego Departamentu I MSW ps. Wacław, raportującego do Aleksandra Makowskiego.
Dziennikarka twierdzi, iż Wojciech Sokolewicz dowiedział się od Makowskiego, że skazanie jego syna za przestępstwo polityczne będzie mogło skutkować pozbawieniem go funkcji w PAN, „co byłoby jednoznaczne z tym, że komunistyczny wywiad straciłby niezwykle cenny kontakt umożliwiający lokowanie esbeków”.
W prowadzonym przez Instytut Pamięci Narodowej śledztwie przesłuchany został Makowski. Początkowo wypierał się on, jakoby miał być oficerem prowadzącym Sokolewicza, ale ostatecznie się do tego przyznał. Twierdził jednak, że szczegółów współpracy nie pamięta.
Jak czytamy na łamach "Gazety Polskiej", przeciwko młodzieży konspiracyjnej do której należeli Barchański i Sokolewicz toczyło się postępowanie, jednak bardzo szybko rozwiązano grupę która je prowadziła. Z kolei sprawę pomnika Dzierżyńskiego umorzono z uwagi na śmierć Barchańskiego. Zrobiono to pomimo tego, iż współoskarżonym był tutaj właśnie Sokolewicz. Akta sprawy zostały po pięciu latach zniszczone.
Ostatnią osobą, która widziała 17-latka żywego miał być Hubert Iwanowski. Z ustaleń prokuratury wynika, iż był on zarejestrowany jako kandydat na tajnego współpracownika komunistycznego wywiadu. Według "GP" miał on zeznać, że Barchański postanowił przejść przez Wisłę w obawie przed godziną policyjną. Inna wersja mówi o wejściu do rzeki w celu ratowania psa. Sęk w tym, że - jak zeznała matka chłopaka - jej syn miał lęk przed wodą.
Z ustaleń Doroty Kani wynika, że wokół Emila Barchańskiego wiele było osób powiązanych ze służbami PRL.