Grzegorz Brzozowicz: Wielu wykonawców rockowych twierdziło, że granie na scenie dawało im poczucie nieśmiertelności. Czy to potwierdzasz?
Zygmunt "Muniek" Staszczyk: Nie wiem, czy jeszcze coś zostało z etosu sex, drugs and rock and roll. Nawet nie wiem, czy młodym coś mówi termin „rock and roll”. A rock and roll jest dziś iluzją, w którą my, muzycy, się bawimy. Stajemy się albo repliką Piotrusia Pana, tak jak Mick Jagger, albo udajemy artystę introwertycznego, który nie epatuje maksymą „forever young”. Do drugiej grupy należy Bob Dylan, który akurat jest autorem tej maksymy. Może nie miałem poczucia nieśmiertelności, ale żyłem niehigienicznie, sądząc, że nie muszę się ograniczać. Odwiedzając w szpitalach koleżanki i kolegów, byłem podbudowany tym, że sam jeszcze nigdy tam nie trafiłem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.