"Red. Wojciechowi Maziarskiemu pod rozwagę..."

"Red. Wojciechowi Maziarskiemu pod rozwagę..."

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. wyborcza.pl/Twitter@OlechowskiJarek
fot. wyborcza.pl/Twitter@OlechowskiJarek
Dziennikarz „Wiadomości” Jarosław Olechowski odpowiedział na krytykę pod swoim adresem ze strony publicysty "Gazety Wyborczej". "Mógłbym całą sprawę podsumować wzruszeniem ramion. Przecież reprezentuje Pan redakcję, której szef ciepło wypowiadał się o przywódcach stanu wojennego. Przez wiele lat „Gazeta Wyborcza” stanowczo krytykowała pomysł przeprowadzenia lustracji (...) Jednak nie jest Pan pierwszym publicystą tej gazety, który obrzuca „Wiadomości” podobnymi obelgami" – napisał Olechowski.

W dzisiejszym wydaniu "Gazety Wyborczej", publicysta Wojciech Maziarski skrytykował materiał Olechowskiego zrobiony dla TVP i poświęcony finansowaniu organizacji pozarządowych przez warszawski ratusz. Autor użył sformułowań "gomułkowskie z ducha" i "twórczo inspirujące się propagandą stanu wojennego" oraz skrytykował dziennikarza za brak konfrontacji ze stroną oskarżaną w jego materiale. Samych dziennikarzy TVP nazywa "reżimowymi propagandystami".

Jarosław Olechowski postanowił odpowiedzieć na ten wpis, weryfikując nieścisłości zawarte w tekście Maziarskiego. Swoją wiadomość do publicysty zatytułował "Red. Wojciechowi Maziarskiemu z @gazeta_wyborcza pod rozwagę...".

Dziennikarz odpowiada na zarzuty Maziarskiego, wypunktowując błędy jakie popełnił krytykujący go publicysta. Olechowski rozważa też słowa pracownika "Wyborczej", który "radzi" mu znaleźć "uczciwą pracę" ponieważ jak tłumaczy, "PiS nie będzie rządzić i rozdawać posad wiecznie". 

"Czy jest to groźba, że przy pierwszej nadarzającej się okazji „Gazeta Wyborcza” doprowadzi do mojego zwolnienia z Telewizji Polskiej? Czy zostanę przez Was skazany na środowiskową infamię? Czy stracę pracę podobnie jak profesor Kamil Zaradkiewicz, za to, że odważyłem się skrytykować 'obowiązującą linię partii'? Proszę powiedz jak takie słowa pogodzić z deklarowanym przez Ciebie przywiązaniem do zasad demokracji, wolności słowa i pluralizmu?" -  zwraca się Olechowski do Maziarskiego.

Poniżej całość wpisu dziennikarza Wiadomości

Szanowny Panie Redaktorze,

Z uwagą przeczytałem Pański komentarz pt. „Narodowa telewizja himalajów hipokryzji” opublikowany w „Gazecie Wyborczej”. Odnosi się w nim Pan do materiału mojego autorstwa, na temat finansowania organizacji pozarządowych przez warszawski ratusz.

Gomułkowskie z ducha i twórczo inspirujące się propagandą stanu wojennego” – tak ocenia Pan program „Wiadomości” Telewizji Polskiej. Mógłbym całą sprawę podsumować wzruszeniem ramion. Przecież reprezentuje Pan redakcję, której szef ciepło wypowiadał się o przywódcach stanu wojennego. Przez wiele lat „Gazeta Wyborcza” stanowczo krytykowała pomysł przeprowadzenia lustracji. Jak napisał niedawno Adam Leszczyński w OKO.press według Was rozliczenie z komunistyczną przeszłością „miało mieć charakter symboliczny i ideowy, a nie prawny (czego chciała prawica)”. Mógłbym, zatem uznać, że w Pańskich ustach określenie „gomułkowskie z ducha i twórczo inspirujące się propagandą stanu wojennego” to nie obraza, ale pochwała - bowiem taki warsztat dziennikarski cenią redaktorzy „Gazety Wyborczej”.

Jednak nie jest Pan pierwszym publicystą tej gazety, który obrzuca „Wiadomości” podobnymi obelgami. Krytycy często porównują nas do peerelowskiego Dziennika Telewizyjnego. Takie uwagi są dla mnie bardzo krzywdzące. Uważam stan wojenny za zbrodnię, a sowiecką okupację za jedną z największych tragedii w historii Polski. To właśnie sowieci wprowadzili do Polski metodę odwracania pojęć: przyjaźń oznaczała zniewolenie, bohaterowie stawali się zdrajcami, a słowo „bezpieczeństwo” było najbardziej niebezpiecznym słowem w PRL. Redakcja „Gazety Wyborczej” nawiązuje do tych tradycji usilnie starając się zohydzić swoim czytelnikom dziennikarzy Telewizji Publicznej, zrównując nas z komunistycznymi propagandystami.

Czym sobie na to zasłużyłem? Odważyłem się poruszyć temat, który solidarnie przemilczeli dziennikarze niemal wszystkich największych polskich mediów. W tym „Gazeta Wyborcza”, choć Pańska redakcja w ubiegłym roku pisała o sędziach Sądu Najwyższego zasiadających w radzie naukowej Spółdzielczego Instytutu Naukowego.

Na Fundację Rozwoju Demokracji Lokalnej (FRDL), w której szefem Rady Fundatorów jest Jerzy Stępień – przypomnijmy sędzia w stanie spoczynku i były prezes Trybunału Konstytucyjnego - moją uwagę zwróciła debata, jaka od kilku dni toczy się w Internecie. Jej uczestnicy spierają się o to czy sędzia powinien angażować się w działalność fundacji, zasilanej także wskutek decyzji polityków. Wywołał ją jeden z użytkowników popularnego portalu społecznościowego, który opublikował dane dotyczące przelewów kierowanych z konta magistratu do kilku organizacji pozarządowych, w tym FRDL. Inny uczestnik debaty opublikował listę dotacji, jakie FRDL otrzymywała w ostatnich latach od ministerstw. Dane te są jawne i ogólnie dostępne w Biuletynie Informacji Publicznej oraz Dziennika Urzędowych.

Zweryfikowałem wszystkie pojawiające się w Internecie informacje. Działałem zgodnie ze sztuką. Dochowałem rzetelności. W materiałach zawarłem różne opinie: przedstawicieli FRDL, Biura Trybunału Konstytucyjnego, Urzędu m.st. Warszawy, ekspertów, konstytucjonalistów, polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej, a przede wszystkim wypowiedzi Jerzego Stępnia, który mógł odnieść się do zarzutów i przedstawić swój punkt widzenia. Te fakty pomija Pan w swoim komentarzu!

Natomiast przywołuje Pan słowa blogerki Kataryny, która twierdzi, że nie chciałem porozmawiać z panią Zofią Komorowską, choć ta czekała na nagranie. W poniedziałek - przed emisją materiału - skontaktowałem się z panią Komorowską, (co świadczy o mojej rzetelności dziennikarskiej, a nie o tym, że przygotowywałem paszkwil na Jerzego Stępnia i organizacje pozarządowe). Poprosiłem ją o wypowiedź. Odmówiła. Pani Katarzyna Sadło nie była świadkiem tej rozmowy. Jej akcję dyskredytowania mojej osoby traktuję jako próbę odwrócenia uwagi od tematu przelewów, jakie wpływają na konta fundacji pozarządowych z warszawskiego ratusza oraz instytucji państwowych.

Panie Redaktorze, darzę Pana szacunkiem, a prywatnie także sympatią. Dlatego wyjątkowo zabolał mnie ostatni akapit Pańskiego komentarza. Jak mam rozumieć słowa „PiS nie będzie rządzić i rozdawać posad wiecznie. Posłuchaj życzliwej rady starszego kolegi i rozejrzyj się za jakąś uczciwą pracą”. Czy jest to groźba, że przy pierwszej nadarzającej się okazji „Gazeta Wyborcza” doprowadzi do mojego zwolnienia z Telewizji Polskiej? Czy zostanę przez Was skazany na środowiskową infamię? Czy stracę pracę podobnie jak profesor Kamil Zaradkiewicz, za to, że odważyłem się skrytykować „obowiązującą linię partii”?

Proszę powiedz jak takie słowa pogodzić z deklarowanym przez Ciebie przywiązaniem do zasad demokracji, wolności słowa i pluralizmu?

I jeszcze jedno. To nie PiS dał mi posadę w „Wiadomościach”. Współpracę zaproponowała mi szefowa tej redakcji. Na taką ofertę pracowałem przez ponad 15 lat kariery zawodowej.

Z poważaniem,

Jarosław Olechowski

zm/Twitter/wpolityce.pl/wyborcza.pl/

Czytaj także