Zwłoki Ewy Tylman znaleziono pod koniec lipca w małej miejscowości Czerwonak w powiecie poznańskim. Jej tożsamość potwierdziły wówczas badania DNA. Od tamtej pory, medycy sądowi próbowali ustalić, co było bezpośrednią przyczyną śmierci kobiety. W związku z tym, że ciało było w stanie zbyt dużego rozkładu, nie wykazała jej sekcja zwłok. Zlecono więc dodatkowe badania. Jednym z nich był rentgen, który mógł przyczynić się do potwierdzenia wersji o upadku ze skarpy. Badanie nie wykazało jednak żadnych złamań, co właściwie ani nie potwierdza ani nie zaprzecza hipotezie.
Medycy próbowali też ustalić, czy przyczyną śmierci było utonięcie. Wykorzystali do tego metody niestosowane w medycynie sądowej od lat. "Pobrane z płuc Ewy Tylman tkanki zabarwiono specjalną substancją, a następnie sprawdzono, jak wyglądają włókna tkanek. Gdyby były przerwane, mogłoby to oznaczać, że Tylman zmarła w wyniku utonięcia" - podaje "Wyborcza". Według nieoficjalnych ustaleń dziennika, również to badanie niczego nie wykazało. "Większość tkanek była w stanie zbyt dużego rozkładu i nie nadawała się do badań. Udało się zabarwić tylko jedną z próbek - włókna były przerwane, ale według medyków sądowych ten wynik jest niemiarodajny i nie można na jego podstawie wyciągać żadnych wniosków" - czytamy w serwisie wyborcza.pl.
Ostatecznie więc, w opinii medyków sądowych nie została wskazana przyczyna śmierci kobiety.
Przypomnijmy, że 26-letnia Ewa Tylman zaginęła w listopadzie 2015 r. Nie wróciła z firmowej imprezy. W drodze do domu kobiecie towarzyszył kolega, Adam Z., który usłyszał zarzut zabójstwa. Na razie śledczy nie mają dowodów przesądzających o sprawie, a podejrzany o zabójstwo wciąż przebywa w areszcie.
amp, poznan.wyborcza.pl