Z pewnością w Konfederacji, jak w każdym politycznym środowisku, rozważa się różne warianty sytuacyjne i nie ma żadnego powodu, by stanowisko posła Wilka uznawać za powszechne w jego ugrupowaniu. Ale jedno jest jasne: sprzeciw wobec radykalizmu Rafała Trzaskowskiego nie jest dla Konfederacji „zasadą nienegocjowalną”, przeciwnie.
Sprawa jest tym poważniejsza, że nad Konfederacją ciąży cień Romana Giertycha. Oczywiście, z cienia można po prostu wyjść, ale w polityce i w sferze idei cień rozprasza się tam, gdzie stanowisko staje się wiarygodne, przekonujące i jasne. W tym wypadku oznacza to nie tylko dystans wobec stanowiska Giertycha, ale w równym stopniu od drogi, która go tam zaprowadziła.
Którędy zaś Giertych doszedł do poparcia najpierw liberalnej władzy, a potem liberalnej opozycji? Zwalczając „dyktaturę”, więc w oparciu o tę samą argumentację, co poseł Wilk. Choć Roman Giertych powoływał się na poglądy narodowe, sposób, w jaki je rozumiał – miał charakter skrajnie partyjny, utożsamiający sprawę narodową z własnym ruchem politycznym. Tymczasem każda partia mająca świadomość narodową, świadomość tego, że jest tylko częścią, z zasady powinna rozróżniać między innymi ugrupowaniami, dążąc do zbudowania optymalnej większości.
Jacek Wilk zresztą w jakiś sposób na tę dyspozycję reaguje, tyle, że w bardzo specyficzny sposób. Traktuje liberalizm gospodarczy jako punkt zbieżności z obozem Trzaskowskiego. Co jednak wspólnego ma taka liberalna konwergencja z dobrem wspólnym narodu?
Każdy głos na kandydata w wyborach prezydenckich – wzmacnia jego własny głos, jego stanowisko. W głosie Krzysztofa Bosaka przed drugą turą wyborów zabrzmi (a może nawet zagrzmi) echo tych wszystkich głosów, które otrzyma w pierwszej turze. Ci, którzy na niego zagłosują, z pewnością chcą i mają prawo wiedzieć – czy w jego głosie rozpoznają swój własny.
Marek Jurek
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.