Damian Cygan: Jaka jest świadomość Niemców na temat Powstania Warszawskiego?
Prof. Grzegorz Kucharczyk: W ostatnich latach wiedza o Powstaniu Warszawskim w Niemczech zwiększa się. Nie chodzi oczywiście o badaczy i historyków, tylko o niemiecką opinię publiczną. Wzrost wiedzy i zainteresowania tym, co wydarzyło się w sierpniu 1944 roku nastąpił w momencie pojawienia się Muzeum Powstania Warszawskiego w 2004 roku. Ta instytucjonalizacja pamięci o Powstaniu Warszawskim miała zauważalny wpływ na świadomość Niemców o tamtych wydarzeniach. Ale to nie oznacza, że nie ma typowych pomyłek, charakterystycznych zresztą nie tylko w Niemczech, a mianowicie mylenia Powstania Warszawskiego z roku 1944 z powstaniem w getcie warszawskim, które miało miejsce rok wcześniej.
W jakim kontekście Niemcy umieszczają Powstanie Warszawskie?
Po pierwsze mówi się o zbrodniach nazistowskich, a nie zbrodniach niemieckich. To jest nie tylko kwestia języka, bo za tym wszystkim idzie brak głębszej refleksji u naszych zachodnich sąsiadów na temat tego, co doprowadziło do tej erupcji nienawiści, jakiej naród polski doświadczył z rąk Niemców w sierpniu, we wrześniu i na początku października 1944 roku. Krótko mówiąc, jaka była geneza i co się takiego stało z tymi Niemcami, którzy w czasie pierwszej wojny światowej zachowywali się w miarę "po ludzku", a w 1939 i zwłaszcza 1944 roku okazali się bestiami, dokonując ludobójstwa na Woli, Ochocie i wszystkich innych masakr? Odpowiedzą na to pytanie jest antypolonizm, który narodził się w 1918 roku w Republice Weimarskiej. To jest kwestia, która w świadomości niemieckiej opinii publicznej całkowicie zanika i nie jest w ogóle łączona z Powstaniem Warszawskim.
Gdzie mogą znajdować się nieznane jeszcze dokumenty dotyczące Powstania Warszawskiego? W archiwach w Berlinie czy może w Moskwie?
W Moskwie z pewnością można by znaleźć wiele cennych informacji na temat zachowania Sowietów, w sensie politycznym i wojskowym, w czasie kluczowych letnich miesięcy 1944 roku. Żeby dotrzeć do tych materiałów, trzeba czekać na pełne otwarcie rosyjskich archiwów. Z drugiej strony na pewno jest jeszcze wiele rzeczy do odkrycia w Niemczech. Chodzi nie tylko o kwerendę archiwów, lecz o świadectwa, które są rozproszone i nie ujęte w dostępnych kartotekach. Mam na myśli chociażby dokumentację fotograficzną rzezi Woli. Materiału ilustracyjnego z tamtych wstrząsających pierwszych dni sierpnia 1944 roku do tej pory nie mamy, ale to nie znaczy, że go nie ma. Fotograf, który działał wtedy przy grupie tych ludobójców niemieckich, zmarł w połowie lat 60. Być może są więc materiały czekające jeszcze na odkrycie.
Czy one mogą być przechowywane gdzieś w przysłowiowej szafie?
Tak, w prywatnych zbiorach. Mówiąc o Powstaniu Warszawskim, najczęściej zwracamy uwagę na hekatombę ofiar ludzkich, i słusznie. Natomiast zupełnie oddzielną kwestią, która może być dla strony niemieckiej bardziej wstydliwa, jest rabunek, jakiego się wówczas dopuszczono. Serwisy porcelanowe, zegary, zbiory biblioteczne – to były rzeczy należące do ofiar, Polaków, których bestialsko eksterminowano. Ta grabież jest elementem niemieckiej okupacji, a zwłaszcza okresu Powstania Warszawskiego, która czeka jeszcze na oszacowanie. Ten rabunek w sensie materialnym musi być szczególnie wstydliwy dla Niemców wychowanych w przeświadczeniu, że to oni są przedstawicielami tej wyższej kultury. Ostatecznie okazało się, że nie tylko mordowali, ale i okradali swoje ofiary.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.