"Nikt nie miał prawa przeżyć". Szokujące doniesienia o tragedii w Białymstoku

"Nikt nie miał prawa przeżyć". Szokujące doniesienia o tragedii w Białymstoku

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP / Artur Reszko
Ta sprawa wstrząsnęła Polsą. Wybuch w domu jednorodzinnym wywołał Mariusz K., który zamordował żonę, matkę i córeczkę. "Fakt" pisze o kulisach tragedii.

"Morderca chciał mieć pewność, że nikt nie przeżyje. Nie dość, że zaatakował swoje ofiary nożem, to jeszcze sprowokował potężną eksplozję. Ale być może miał też jeszcze jeden powód, by wysadzić budynek" – opisuje serwis.

Ratownicy, którzy brali udział w akcji po wybuchu wskazują, że sprawca "zadbał" o to, aby nikt nie przetrwał. Jak wspominają, akcja ratownicza była niezwykle trudna.

– Przed budynkiem znajdowała się osoba postronna udzielająca pomocy dziecku. Od innych ludzi uzyskano informację, czy w zniszczonym budynku są inne osoby. Rota medyczna przejęła poszkodowaną i kontynuowała resuscytację krążeniowo-oddechową. Inna udała się do wnętrza budynku w celu poszukiwania kolejnych poszkodowanych – relacjonuje mł. bryg. Tomasz Birycki, strażak z Białegostoku. Jego koledzy próbowali zakręcić dopływ gazu, aby nie doszło do kolejnej eksplozji. Nie od razu się to udało. – Podjęto decyzję o wycofaniu roty pracującej wewnątrz budynku. Odnalazła wewnątrz budynku kilka metrów od wejścia kolejną osobę poszkodowaną i ewakuowała ją na zewnątrz – dodaje mł. bryg. Tomasz Birycki. Strażacy odkryli też ciało mężczyzny. Był to Mariusz K. Miał pętlę na szyi.

Mariusz K. został zatrzymany przez policję 30 maja. Usłyszał zarzut znęcania się nad rodziną. Prokurator zastosował wobec niego środki zapobiegawcze: nakaz wyprowadzenia się z domu, zakaz kontaktów z rodziną i obowiązek stawiania się na komisariacie. 25 sierpnia sąd stwierdził, iż nie ma podstaw, aby utrzymywać je nadal w mocy. Prokuratura zaskarżyła tę decyzję. Do rozprawy nie doszło – wcześniej wydarzyła się tragedia.

Jerzy Pobocha, psychiatra i psycholog w rozmowie z "Faktem" wskazuje: – Rozegrała się olbrzymia tragedia, ale nie mówiłbym tu o depresji oprawcy, a raczej o chęci zemsty. Skoro mężczyzna musiał wyprowadzić się i miał zakaz kontaktu z rodziną, wydany przez prokuratora, mógł chcieć się odegrać na bliskich i tygodniami planować zemstę. Mogło być też tak, że chciał tylko nastraszyć kobiety, a wywiązała się sprzeczka, która przerodziła się w krwawą awanturę. Nie używałbym także tutaj terminu samobójstwa rozszerzonego – to było raczej samobójstwo po zabójstwie.

Według wstępnych ustaleń sprawca wysadził dom, by zatrzeć ślady swojej zbrodni. Nie chciał uchodzić po śmierci za mordercę.

Czytaj też:
Austriacki koncern odciął protestujących Białorusinów od sieci. Na polecenie Łukaszenki
Czytaj też:
Polska wydała 10 mld złotych na dodatkowe zasiłki opiekuńcze w czasie pandemii

Źródło: "Fakt"
Czytaj także