– W momencie, gdy ci młodzi ludzie zobaczyli nieoznakowanych, ubranych na brunatno, potężnych mężczyzn atakujących kobiety, to natychmiast skojarzyli to z nazistowskimi bojówkami, które na wezwanie Kaczyńskiego już atakowały kobiety. Krzyczeli: "gdzie jest policja?" – relacjonowała Biejat na antenie radia Tok FM.
– Byłam świadkiem, jak posłanka Marcelina Zawisza próbowała pomóc kobiecie z małym chłopcem wyjść z kordonu policyjnego. Kobieta tłumaczyła, że nie uczestniczy w proteście i nie udało się doprowadzić do tego, żeby policja ją wypuściła – wskazała posłanka Lewicy.
Według relacji Magdaleny Biejat, osoby zgromadzone na placu Powstańców Warszawy nie mogły się rozejść i stały tam dwie godziny, skandując "Puśćcie nas do domów". Jak mówi, policja nie reagowała. – Ani na prośby demonstrantów, ani zgromadzonych posłów, w tym moje, żeby pozwolono rozejść się pokojowo i żeby nie atakować – tłumaczyła dalej Biejat. Podkreślała, że to ewidentnie policja eskalowała przemoc.
Czytaj też:
Trzaskowski: Wzywam kierownictwo MSWiA...Czytaj też:
Żulczyk: To zdrajcy Polski i Polaków. Wyp******ać