Na początku tygodnia media obiegła tragiczna informacja o śmierci Polaka, który przebywał w szpitalu w brytyjskim Plymouth. Mężczyzna został kilka dni wcześniej odłączony od aparatury podającej wodę i jedzenie. Strona polska podjęła działania mające na celu sprowadzenie pana Sławka do kraju. Opiekę nad nim chciała się podjąć klinika "Budzik". Niestety, do transportu nie doszło.
"Dla mnie to był szok"
Historią naszego Rodaka od kilku tygodni żyła cała Polska. O trudnej walce o życie pana Sławka opowiedziała w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jego siostra.
– Wiem, że eutanazję zalegalizowano np. w Holandii, ale dla mnie to, co dzieje się w Anglii, w której mieszkam od ponad trzynastu lat, to był szok – przyznała kobieta. Jak podkreśliła, jej brata postanowiono odłączyć od aparatury już po czterech dniach od zawału. – I wtedy – jak wynika z udostępnionej nam na nasze żądanie dokumentacji medycznej – podjęta została też decyzja o wykorzystaniu organów. Mamy to w dokumentach po pierwszej rozprawie. Bardzo szybko sprawdzili, że mój brat jeszcze w Polsce był w spisie tzw. dawców, i oczywiście to wykorzystali. W Anglii natomiast – zgodnie z prawem – obowiązuje domyślna zgoda na pobranie organów. Trzeba oficjalnie zgłosić sprzeciw – i my teraz z mężem to uczyniliśmy. Także bardzo szybko podjęli taką decyzję i może dlatego konsekwentnie trzymali się jej do końca – relacjonowała.
"Mówiono nam to prosto w oczy"
Kobieta podkreśliła, że przez cały czas była zapewniana, że w stanie jej brata nie następuje żadna poprawa. – Zaczął otwierać oczy – a my słyszeliśmy: "bez zmian". Gdy pojawiły się inne odruchy świadczące o tym, że następuje poprawa – ciągle to samo: "No changes" – mówiła.
Siostra pana Sławka zdradziła także, co usłyszała, kiedy walczyła o życie swojego brata. – Proszę sobie wyobrazić, że mówiono nam, że to nasze upominanie się o jego życie, o jego ratowanie, jest 'nieetyczne'. Mówiono nam to prosto w oczy. I nie dopuszczano do konsultowania opinii innych neurologów, nie chciano nam też powiedzieć, kto w szpitalu podjął taką, a nie inną decyzję – powiedziała.
Kobieta wspomniała też o pewnym przekłamaniu, które pojawiło się w mediach. Jak podkreśliła, jej brak początkowo był w spiączce, jednak wyszedł z niej po ok. 10 dniach od zawału.
Czytaj też:
Abp Gądecki: Mówmy odważnie "NIE" barbarzyńskiej cywilizacji śmierciCzytaj też:
Plymouth: Nie żyje Polak odłączony od aparatury. Warchoł: Odczuwam stratę jak po odejściu bliskiej osoby