Pod jednym względem nowa odsłona konfliktu z Izraelem i amerykańskimi organizacjami żydowskimi zapowiada się dla nas lepiej niż poprzednia kampania, ta, do której pretekstem była nowelizacja ustawy o IPN, rozpoczęta atakiem izraelskiej ambasador podczas obchodów rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, a zakończona chwiejnym rozejmem – wspólną deklaracją premierów Morawieckiego i Netanjahu.
Tym razem stronie żydowskiej jest dużo trudniej udawać, że chodzi jej o co innego, niż chodzi w istocie. Nowelizacja Kodeksu administracyjnego nie odnosi się w żaden sposób do Holokaustu, pamięci historycznej i innych obszarów, które żydowscy politycy i aktywiści do perfekcji nauczyli się wygrywać na rzecz swoich bieżących interesów. Nie odnosi się w sposób szczególny do mienia pożydowskiego ani nawet do reprywatyzacji. Ustanawia tylko okres przedawnienia, po którym decyzja administracyjna nie może być podważona, a więc i zmieniona.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.