Pół roku więzienia za zakopanie psa żywcem

Pół roku więzienia za zakopanie psa żywcem

Dodano: 
Obrońcy praw zwierząt pikietują przed sądem w Łodzi
Obrońcy praw zwierząt pikietują przed sądem w Łodzi Źródło:PAP / Grzegorz Michałowski
W listopadzie 2016 roku całą Polskę obiegła bulwersująca wiadomość o tym, że w Łodzi próbowano zakopać psa żywcem. Sprawca tego zdarzenia stanął wczoraj przed sądem, który skazał go na pół roku więzienia.

Kara pozbawienia wolności wobec sprawcy, 64-letniego Stanisława R., została orzeczona bez zawieszenia. Dodatkowo wymiar sprawiedliwości nakazał zapłatę oskarżonemu 2 tys. złotych na rzecz łódzkiego schroniska dla zwierząt w charakterze nawiązki.

Surowa kara?

Wyrok nie jest prawomocny, lecz według zapewnień obrońcy Stanisława R. niekoniecznie dojdzie do apelacji, ponieważ jego klient wyraził skruchę i żałował tego, co zrobił. Godził się również z możliwością usłyszenia surowego wyroku za swój czyn.

Oskarżyciel publiczny zarzucił Stanisławowi R., że 22 listopada 2016 próbował uśmiercić ze szczególnym okrucieństwem 12-letnią sukę owczarka długowłosego. Oskarżony uderzył psa w głowę szpadlem, wsadził do worka i zakopał żywcem w polu. Skowyczącego psa odkrył przechodzący w tamtym rejonie przechodzeń, który samodzielnie podjął się akcji odkopywania psa. Wkrótce dołączyło do niego dwóch funkcjonariuszy Straży Miejskiej. Niestety, wskutek odniesionych obrażeń, pomimo leczenia, któremu została poddana w łódzkim schronisku dla zwierząt, suka padła po dwóch tygodniach od zdarzenia.

Pikieta pod sądem

Miłośnicy zwierząt są zbulwersowani tym zdarzeniem. Tuż przed rozprawą zorganizowali pod łódzkim sądem manifestację, domagając się surowego wyroku dla sprawcy. Wzięło w niej udział około 40 osób.

– Zwierzę czuje tak samo jak człowiek. Kara za okrutne zabicie zwierzęcia powinna być taka sama, jak za zabicie człowieka – skomentowała jedna z uczestniczek pikiety.

Prokurator Anna Pyka żądała dla oskarżonego kary pół roku pozbawienia wolności bez zawieszenia, a także wpłaty 3 tys. złotych nawiązki na rzecz łódzkiego schroniska dla zwierząt. W procesie wziął także udział oskarżyciel posiłkowy – Fundacja Horacy, której pełnomocnik Michał Czerwiński domagał się dla sprawcy dwóch lat pozbawienia wolności. Do jego wniosku nie przychyliła się sędzia Ewa Rakowska, która uzasadniła, że „kara nie jest zemstą ani ślepą odpłatą”. Podkreśliła jednak w uzasadnieniu wyroku, że oskarżony dopuścił się takiego czynu „wobec psa, który przez 12 lat darzył go przyjaźnią, który był z nim emocjonalnie związany i który jadł jedynie z jego ręki bądź z ręki jego żony”.

280 tys. złotych w tle

Tara, czyli skatowana suka, przez całe życie mieszkała w budzie na podwórku. Powodem, dla którego oskarżony zdecydował się zabić własnego psa był fakt, że właśnie sprzedał dom i działkę i przeniósł się do mieszkania w łódzkiej dzielnicy Chojny. 

Kiedy suka zaczęła chorować i słabnąć, skazany podjął decyzję o jej uśpieniu, ponieważ stan zdrowia psa nie pozwalał na utrzymywanie go w mieszkaniu na piętrze, a on nie mógł sobie pozwolić na kosztowne leczenie zwierzęcia. U weterynarza usługa ta kosztowała 300 złotych, co Stanisław R. uznał za cenę byt wygórowaną, dlatego postanowił uśmiercić psa na własną rękę. 

Usprawiedliwiał się tym, że nie było go stać na taki wydatek, tym bardziej że zarabia jedynie 1500 zł miesięcznie i utrzymuje nieuleczalnie chorą na raka żonę. Prokurator podczas mów końcowych zarzuciła mu, że na transakcji sprzedaży nieruchomości oskarżony zarobił 280 tys. złotych, co spokojnie pozwoliłoby mu na wydatek, jakim było pozbawienie psa życia w humanitarny sposób. W jej ocenie, przekreślało to możliwość ubiegania się w tej sprawie o wyrok w zawieszeniu.

Źródło: dzienniklodzki.pl
Czytaj także