W komunikacie PK czytamy, że hiszpańskie laboratorium "(Comisaría General de Policía Científica, Madrid) jest kolejną zagraniczną instytucją, do której prokuratorzy prowadzący śledztwo związane z katastrofą lotniczą pod Smoleńskiem zwrócili się z prośbą o wykonanie badań kryminalistycznych".
Sprawdzą, czy były ślady materiałów wybuchowych
"Zaoferowana przez Policję Naukową Hiszpanii pomoc ma rutynowy charakter naukowego wsparcia działań śledczych i od strony analitycznej będzie polegać na wykonaniu badań próbek pobranych w trakcie oględzin wraku samolotu TU-154 M Nr 101 na obecność pozostałości materiałów wybuchowych" – informuje dział prasowy Prokuratury Krajowej.
Jak podkreśla PK, "Laboratorium Kryminalistyczne Policji Naukowej Hiszpanii jest kompetentnym, doświadczonym i uznanym na całym świecie laboratorium wykonującym tego rodzaju analizy kryminalistyczne".
Nie tylko Hiszpanie
Tygodnik "wSieci" napisał w poniedziałek, że w wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej pomogą Polsce "cztery laboratoria światowej klasy, m.in. z Anglii i Hiszpanii". Według gazety "powstaje projekt bez precedensu na skalę światową", który ma odpowiedzieć na pytanie, czy na wraku tupolewa i ciałach ofiar znajdują się ślady materiałów wybuchowych.
W październiku 2012 roku Cezary Gmyz napisał na łamach "Rzeczpospolitej", że polscy prokuratorzy i biegli, którzy badali wrak samolotu Tu-154M, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych – trotyl i nitroglicerynę. Publikacja wywołała w Polsce burzę, a w redakcji "Rz" doszło do czystki. Pracę stracili m.in. autor tekstu Cezary Gmyz, szef działu krajowego Mariusz Staniszewski i redaktor naczelny Tomasz Wróblewski. Dopiero po kilku latach sąd przyznał, że tekst "trotyl na wraku tupolewa" był rzetelny, a dziennikarzy zwolniono bezpodstawnie.