Moore, po zdobyciu sławy jako Simon Templar, zwielokrotnił ją w następnej dekadzie, przejmując po Seanie Connerym rolę Jamesa Bonda w filmach o 007, agencie Jej Królewskiej Mości. Bondem był siedmiokrotnie, nikt nie wcielił się w tę postać tyle razy (Sean Connery ustępuje mu o jeden tytuł). Przy tym był Bondem więcej niż dojrzałym, zaczął go grać jako 45-latek, a skończył w wieku lat 57. Zagrał po kolei w: „Żyj i pozwól umrzeć” (1973), „Człowiek ze złotym pistoletem” (1974), „Szpieg, który mnie kochał” (1977), „ Moonraker” (1979), „Tylko dla twoich oczu” (1980), „Ośmiorniczka” (1983) i „Zabójczy widok” (1985). Po latach orzekł, że najmilej z tego okresu wspomina sceny łóżkowe, w których występował często, choć wolałby jeszcze częściej, no i oczywiście dni wypłat. Swoje aktorstwo oceniał z przymrużeniem oka, i to dosłownie: „Moje emploi zawsze sprowadzało się do czegoś pomiędzy dwiema skrajnościami: podnoszenia lewej brwi i podnoszenia brwi prawej”. Naturalnie, dworował sobie, wiedząc, że odbiorcy bardzo lubią autoironię swoich idoli. W istocie praca na planie filmów o Bondzie wcale nie była taką kaszką z mlekiem. Mimo poświęcenia kaskaderów złamał sobie kiedyś nadgarstek, innym razem skręcił nogę, uszkodzenia zębów nie będziemy już wyliczać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.