Dziś jednak trudno pojąć, dlaczego Andrzej Dobosz nawet o niej nie wspomniał w swoim telewizyjnym cyklu „Z pamięci”, w odcinku o Swenie, choć bez niej jego biografia jest niezrozumiała. Rzeczywiście jest mało znany, ale nie z powodu braku talentu, jak mogliby pomyśleć widzowie Dobosza, ale właśnie na skutek przemilczanego pobicia.
W październiku 1966 r. pijany Śliwonik, najlepszy bokser wśród poetów, jak nazywał go Marek Nowakowski, razem z równie pijaną dziewczyną i butelką wódki przyszedł nieproszony do Swena. Ponieważ ten nie chciał z nimi pić, zaczął go dusić i walić pięściami, wybijając mu jedno oko, uszkadzając drugie, którym widział już Swen bardzo słabo. Swen dostał też wylewu, pozostając kaleką do końca życia. Nie wstawał, leżał na swoim wyrku. Opiekowała się nim jego żona, Hanna, malarka. Wegetowali z jego skromnej, przyznanej mu inwalidzkiej renty.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.