– Pole do zagospodarowania jest ogromne i pan prezydent w sposób naturalny może wokół siebie tych ludzi skupić tak, by uważali go za swojego prezydenta – dodawał.
Ziemkiewicz zaznaczał, że do podziału w Prawie i Sprawiedliwości mogłoby dojść tylko w "skrajnym wariancie", kiedy np. Jarosław Kaczyński zażądałby samorozwiązania parlamentu i chciał rozpisania wcześniejszych wyborów.
Publicysta skrytykował polityków PiS i prawicowych publicystów, którzy w ostrych słowach zaatakowali prezydenta, kiedy zdecydował się zawetować ustawy dot. sądownictwa. Takie zachowania określił jako "kompromitację PiS-u".
– Ci twardogłowi umieją jedynie posługiwać się retoryką wojenną. Szantażuje się wszystkich wkoło, że jest wojna, starcie sił dobra i zła, nie wolno być pośrodku, a zwłaszcza mieć własnego zdania. (...) A jednak część środowiska, którą uważam za rozsądniejszą, retoryce tej się nie poddaje. Mówi: nie, nie ma żadnej wojny, mamy demokratyczne państwo prawa, które po prostu wymaga zmian i powinno być inaczej zarządzane. Starcie było nieuniknione. A jest stara zasada, która głosi, że najgłośniej krzyczy ten, kto nie ma argumentów. Ten wrzask na prezydenta i tych, którzy poparli decyzję o zawetowaniu ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, potwierdza brak argumentów ze strony zwolenników twardej linii – ocenił.