Łukasz Majchrzyk | Ta prawda jest brutalna jak faul: bez dużych pieniędzy nie da się przebić do grona najlepszych zespołów. A te bogate stale zwiększają finansową przewagę.
Kiedy Legia Warszawa awansowała do Ligi Mistrzów i potrafiła się postawić Realowi Madryt oraz portugalskiemu Sportingowi, wydawało się, że wreszcie fatalna passa na dobre się skończyła. Po 20 latach polski klub trafił do piłkarskiej i finansowej elity. Od tej chwili miało „być z górki”.
Ciąg wydarzeń miał być taki: dzięki pieniądzom wypłacanym przez UEFA Legia zbuduje u siebie finansową potęgę, następnie kupi jeszcze lepszych piłkarzy, a potem znów awansuje do Ligi Mistrzów (w najgorszym wypadku do Ligi Europy, która oferuje mniejsze, ale wciąż znaczące pieniądze), zagra kilka meczów i znów dobrze zarobi. Miała wsiąść do pociągu ku lepszej przyszłości i przemierzać kolejne stacje, a przy okazji podnosić prestiż całej ligi.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.