Antoni Dudek we wstępie do „Historii politycznej Polski 1989–2015” pisze, że wśród historyków w różnych wersjach krąży następująca anegdota: „Co by się stało, gdyby po katastrofie, która zniszczyła naszą cywilizację, odnaleziono tylko jedno źródło do dziejów Polski w początkach XXI w.? Na przykład rocznik »Gazety Wyborczej« albo »Naszego Dziennika«?”. Wniosek jest dosyć oczywisty. Przypadek zadecydowałby o tym, kto będzie głównym bohaterem przyszłych podręczników – Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński. Od pewnego czasu nurtuje mnie jednak nieco inne pytanie: Co by się stało, gdyby zamiast prasy ktoś odnalazł pełne archiwum „Ucha prezesa”?
Oczywiście kabaret to nie medium informacyjne. Gdyby jednak oceniać dzieło Roberta Górskiego jedynie po opinii polityków opozycji, można by przyjąć, że akurat on jeden posiada tajemnicze właściwości profetyczne. Odsłania kulisy partyjnych gierek, demaskuje brudne zagrywki władzy, ba! – wpływa na rzeczywistość. W końcu pojęcie „adrianizacja prezydentury” zostało wykreowane właśnie przez „Ucho…”, które z gagu o prezydencie Dudzie pokornie czekającym na swoją kolejkę do pokoju prezesa Kaczyńskiego uczyniło temat wagi państwowej. Trudno jednak uważać, że obóz prezydencki zdecydował się na emancypację z powodu kabaretu.
Czytaj też:
Obraza majestatuCzytaj też:
Kolaż Warzechy