80-letni aktor Jan Englert dwa lata temu wyznał, że wykryto u niego tętniaka w aorcie szyjnej". O swojej chorobie opowiedział w wywiadzie-rzece "Bez oklasków. – Poinformowano mnie, że w moim wieku już się go nie rusza. (...) Tylko trzeba co jakiś czas sprawdzać, czy przypadkiem nie puchnie – tłumaczył wówczas artysta.
Englert o chorobie i strachu przed śmiercią
W wywiadzie dla serwisu Plejada aktor zapewniał kilka tygodni temu, że jest pod opieką lekarzy, którzy monitorują jego zdrowie.
– Mając tyle lat, ile mam, po prostu żyję. Nie umieram ani nie skradam się do umierania. Po prostu żyję i kolekcjonuję ludzi. Gdybym spojrzał w przeszłość, to moje życie składa się z rozdziałów i podrozdziałów, którymi były spotkania z ludźmi ciekawszymi ode mnie – tłumaczył Englert.
W rozmowie z PAP Life artysta został natomiast zapytany: "Gdzie widzi swoje miejsce w tym świecie?".
– Gdzie jest moje miejsce? Nigdzie. Umieram. Dlatego nie mam z tym najmniejszego problemu. Znaczy mam, bo się martwię o tych, których w tej chwili uczę. Martwię się z pozycji człowieka, który przeżył inny świat i inne życie – podkreślił Englert. – Uważam, że moje pokolenie jest najszczęśliwsze w historii tego kraju. Przeżyliśmy wszystko. Ja nawet sięgnąłem wojny, choć jej nie pamiętam – dodał aktor.
– Stalinizm przeżyłem już świadomie, wszystkie odwilże, wszystkie rozczarowania odwilżami. Zdumiewa mnie, że nie jesteśmy w stanie nic się nauczyć, że popełniamy te same błędy. Tak naprawdę nie umiemy pracować dla sprawy. Umiemy umierać dla sprawy. Ja jestem zwolennikiem pracy organicznej – tłumaczy dalej artysta.
– Uważam, że tylko pracą, ale prawdziwą, nie udawaną dokumentujemy patriotyzm, szlachetność, przechodzenie do historii. To staram się przekazać młodszym pokoleniom – dodaje.