"Pilecki, Ulmowie i ojciec Kolbe wracają do Muzeum II Wojny Światowej". Ten tytuł pojawił się w wielu mediach. Jednak dopiero czas pokaże, w jakim stopniu ekspozycja stała gdańskiego muzeum powróci do stanu sprzed czerwca bieżącego roku. Wypowiedzi władz muzeum są bardzo oszczędne. Ostatni komunikat to zapowiedź dłuższych narad z "zespołem konsultantów" na temat sposobu pokazania postaci historycznych, których usunięcie zbulwersowało miliony Polaków.
Ale cały konflikt o postaci z dziejów drugiej wojny światowej przypominał o przyczynach sporu, który trwa od ponad 15 lat. Tego sporu wielu ludzi nie chciało zauważać lub go bagatelizowało. Być może to dobrze, że doszło do kontrowersji wokół Pileckiego, Ulmów i o. Kolbego, bo bez tego nie zrozumielibyśmy sposobu myślenia i zacietrzewienia grupy historyków, których twarzą stał się dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, Rafał Wnuk, i prezentujący się jako jego patron prof. Paweł Machcewicz. Postarajmy się więc rozebrać ten konflikt na czynniki pierwsze.
LIKWIDACJA ZAŁOŻYCIELSKA
Większość liberalnych mediów ma zwyczaj rozpoczynać opowieść o Muzeum II Wojny Światowej od roku 2008, w którym to Donald Tusk rzucił ideę powstania w Gdańsku muzeum, którego zadaniem miała być opowieść o największym konflikcie XX w.
Tymczasem, aby zrozumieć logikę konfliktu, trzeba przypomnieć, że dwa lata wcześniej, w 2006 r., za czasów pierwszego rządu PiS, minister kultury Kazimierz Ujazdowski wraz ze swym zastępcą Jarosławem Sellinem zatwierdzili plan stworzenia muzeum na Westerplatte. Miał być to park historyczny przypominający o tym, że druga wojna światowa zaczęła się właśnie w Gdańsku, i który w nowoczesny i atrakcyjny sposób miał ukazać realia polskiej obrony tego skrawka Gdańska. Zespół, który powołano, rozpoczął przygotowania do nakreślenia szczegółów tego projektu, ale po ok. roku PiS stracił władzę i nowy rząd stworzyła Platforma Obywatelska.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.