Tajna akcja służb Białorusi w Polsce. Dziennikarz na celowniku

Tajna akcja służb Białorusi w Polsce. Dziennikarz na celowniku

Dodano: 
Raman Pratasiewicz, białoruski opozycjonista i dziennikarz
Raman Pratasiewicz, białoruski opozycjonista i dziennikarz Źródło: YouTube / Телеканал ОНТ
Białoruskie służby miały przeprowadzić akcję na terytorium Polski. Celem było skompromitowanie dziennikarza Ramana Pratasiewicza.

Białoruski dziennikarz Raman Pratasiewicz uciekł do Polski w 2019 r., skąd prowadził kanał informacyjny NEXTA. W 2020 r. białoruskie MSZ zażądało jego ekstradycji, czego władze w Warszawie odmówiły. To właśnie wtedy do akcji wkroczył białoruski wywiad. Celem operacji białoruskich służb miało być skompromitowanie dziennikarza – podaje w poniedziałek "Gazeta Wyborcza". W 2021 r. Pratasiewicz został zatrzymany na lotnisku w Mińsku (białoruskie władze zmusiły do lądowania samolot rejsowy lecący z Aten do Wilna pod pretekstem, że na pokładzie jest bomba), a następnie skazany na osiem lat więzienia. Ostatecznie ułaskawił go Alaksandr Łukaszenka.

Działania służb

Według "GW", w sprawie Pratasiewcza działali Rasim G. – Ukrainiec posiadający firmę transportową – oraz Mikołaj H. – Ukrainiec z węgierskim obywatelstwem, prowadzący biznes na terytorium Węgier.

"Mikołaj poinformował Rasima, że ma prośbę od swojego przyjaciela z Białorusi. Studiował z nim w wojskowej akademii w Odessie, potem przyjaciel został białoruskim dyplomatą, zwiedził kilka europejskich państw, w Polsce był attache. Były dyplomata chciał, by Mikołaj poprosił Rasima o zakup w Polsce niedrogiego używanego samochodu. Oficjalnie: dla chłopaków z Białorusi pracujących w Polsce na budowie" – czytamy. Samochód miał zostać zakupiony na nazwisko Pratasiewicza.

Mikołaj H. zlecił zakup kolejnego auta — również na dane Protasiewicza. Drugie auto skierowane zostało na Litwę. Auto podczas podróży na Litwę zostało uchwycone przez fotoradar – z ustaleń polskiego kontrwywiadu wynika, że za kierownicą siedział funkcjonariusz białoruskich służb specjalnych. Jeden samochód miał pozostać w Warszawie, drugi w Wilnie.

Jak był cel całej akcji? Skompromitowanie dziennikarza. Samochodem kupionym na jego nazwisko można było np. spowodować wypadek. "Każda z tych opcji to propagandowe złoto dla reżimu Łukaszenki – które mogło pokazać dziennikarza jako alkoholika, ćpuna lub drogowego bandytę" – pisze "Wyborcza".

Czytaj też:
Białoruś wzmacnia sojusze. Łukaszenka: Ten dzień przejdzie do historii
Czytaj też:
Chińczycy tuż przy granicy z Polską. Ćwiczą z Białorusią

Źródło: Gazeta Wyborcza
Czytaj także