Kilka dni temu w Katyniu zostało otwarte muzeum poświęcone stosunkom polsko-rosyjskim w XX wieku. Z przygotowanej na tę okoliczność wystawy można się dowiedzieć między innymi o sowieckich jeńcach, którzy ginęli w „polskich obozach koncentracyjnych” czy o tym, że Armia Czerwona 17 września 1939 roku wkroczyła na Kresy Wschodnie, aby „wziąć pod ochronę majątek i życie mieszkańców tych ziem”. Zamiast prawdy historycznej – polityka historyczna, propaganda mająca na celu wybielenie Rosjan i oczernianie Polaków. Przy okazji otwarcia muzeum minister kultury FR Władimir Miedinski opublikował na portalu Istoria.rf artykuł pod wiele mówiącym tytułem „Lekcja historii”. Tekst można potraktować jako wykładnię rosyjskiej polityki historycznej wobec Polski.
Miedinski zaakcentował bliskość mentalną narodów polskiego i rosyjskiego. „W naszej wspólnej historii było już wszystko, ale skupmy się na najważniejszym” – pisze minister. I streszcza wspólną przeszłość narodów, oczywiście z perspektywy Kremla: „Wspólnie walczyliśmy z Krzyżakami i w okopach I wojny światowej. Zdarzyło się, że polska konnica stacjonowała na Kremlu, trzysta lat później czerwona konnica stanęła u wrót Warszawy. Za dwa lata będziemy świętować 75-lecie wyzwolenia Warszawy przez Armię Czerwoną ramię w ramię z Wojskiej Polskim od faszystowskich najeźdźców. Był czas, kiedy nasze państwa konkurowały o miano najważniejszego mocarstwa Europy Wschodniej, pod polską władzą pozostawały ziemie ukraińskie, smoleńskie, briańskie, a Polska była dla Rosjan wzorem europejskości. Polscy królowie pretendowali do rosyjskiego tronu, a rosyjscy carowie – do polskiego. W tamtych czasach do wzajemnych kontaktów nie potrzebowaliśmy tłumacza – na tyle bliskie były sobie nasze języki. Później natomiast nastąpił długi okres, kiedy Carstwo Polskie wchodziło w skład Imperium Rosyjskiego” – do tego momentu zarys polsko-rosyjskiej historii wygląda dość koncyliacyjnie i obiektywnie. Raz jedynie fakt, że Miedinskiemu nie przeszło przez klawiaturę przyznanie, w jaki mianowicie sposób Polska weszła w skład Imperium Rosyjskiego, i że było to rezultatem agresywnej, imperialistycznej polityki carycy Katarzyny. Autor artykułu twierdzi, że „to, co najważniejsze w naszej nieprostej historii, było dobre, lecz są także tragiczne karty”. Zalicza do nich Katyń. Od razu przypomina o komunikacie agencji TASS z 1990 roku, w którym Związek Sowiecki przyznał się do winy za śmierć polskich oficerów, określając tragedię katyńską „jedną z ciężkich zbrodni stalinizmu”. Pisze też o upamiętnieniu ofiar poprzez budowę kompleksu memorialnego. „Samo słowo „Katyń” wiąże się z polskimi grobami. Jednak tutaj pochowani są również obywatele sowieccy – ofiary represji, mieszkańcy Smoleńska i obwodu smoleńskiego. Ich jest o wiele więcej niż polskich oficerów”. W swoim artykule Miedinski streszcza również narrację, zaprezentowaną w nowo powstałym muzeum katyńskim: „Zanim przejdziemy do relacji polsko-rosyjskich i polsko-sowieckich XX-początku XXI wieku, przedstawimy preambułę, opowiadającą o wielowiekowej historii relacji pomiędzy naszymi narodami. Przypomnimy o rewolucji i wojnie polsko-sowieckiej 1919-1921 r., o napaści Polaków i zdobyciu przez nich Kijowa, o kontrnatarciu i klęsce Tuchaczewskiego pod Warszawą. Najmroczniejszą kartą tamtego okresu są obozy koncentracyjne dla wziętych do niewoli czerwonoarmistów w Polsce. W Krakowie, gdzie leżą tysiące sowieckich jeńców, wciąż nie ma poświęconego im pomnika. Jesteśmy gotowi taki pomnik ufundować – potrzebna jest tylko dobra wola strony polskiej”. Wychodzi więc na to, że w wojnie polsko-bolszewickiej to Polska była stroną agresywną. Zgodnie z kremlowską narracją, konflikt rozpoczął się od napaści na Rosję – tak bowiem traktuje się wyprawę na Kijów, przez rewolucją należący do imperium carów. Natomiast rzekoma planowa eksterminacja sowieckich jeńców w polskich obozach to część tak zwanej operacji „anty-Katyń”, której celem jest przedstawienie egzekucji polskich oficerów w podsmoleńskim lesie jako „zemsty” Stalina. Miedinski informuje, że goście muzeum dowiedzą się o zajęciu Zaolzia przez Polaków w 1938 roku, po rozbiorze Czechosłowacji. Akcentowanie tej niechlubnej karty w polskiej historii ma na celu zrzucenie winy za rozpętanie II wojny światowej na Warszawę. W myśl tej narracji to nie pakt Ribbentrop-Mołotow i napaść na Polskę, ale układ monachijski (na którym skorzystała Polska właśnie anektując część Śląska Cieszyńskiego) był pierwszym aktem agresji niemieckiej i de facto początkiem światowego konfliktu. Z kolei sowiecką napaść na Polskę Miedinski określa eufemistycznym mianem „wejścia Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi w skład ZSRS”. Goście muzeum katyńskiego, jak opisuje minister kultury FR, dowiedzą się również o „braterstwie broni Armii Czerwonej i Wojska Polskiego w latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. O wyzwoleniu przez Armię Czerwoną na polskim terytorium faszystowskich obozów koncentracyjnych. O poruczniku Aleksandrze Pieczerskim, który zorganizował w obozie śmierci w Sobiborze w okupowanej przez Niemców Polsce jedyne w historii zwycięskie powstanie i masową ucieczkę więźniów”. Dalej Miedinski pisze: „Sowieccy i polscy żołnierze wspólnie wyzwalali Polskę, wspólnie szturmowali Berlin, a w Paradzie Zwycięstwa w czerwcu 1945 r. maszerowali wspólnie na placu Czerwonym. A kierował tą paradą Marszałek Związku Sowieckiego Konstantin Rokossowski, urodzony na przedmieściach Warszawy. Czyim jest bohaterem – polskim czy rosyjskim? On jest po prostu nasz, wspólny. To jeden z tych, którzy wiążą naszą historię w jedną całość” – sugestia, w myśl której Rokossowski mógł być „polskim bohaterem” to oczywiście prymitywna sowiecka propaganda. „Polskość” Rokossowskiego niczym nie różniła się od „polskości” Dzierżyńskiego… Jednak tak właśnie wygląda dziś rosyjska wizja polskiej historii. Niewiele różni się od tej, prezentowanej przez upadkiem ZSRS. „Opowiemy (w muzeum) o wielkiej pomocy materialnej, udzielonej przez ZSRS Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej po wojnie. Opowiemy o najbardziej jaskrawych momentach kulturowej i gospodarczej współpracy pomiędzy Polską a ZSRS w latach 50-80, której symbole to Anna German, Barbara Brylska, „Czterej pancerni i pies”, budowa wspólnych zakładów przemysłowych czy lot pierwszego polskiego kosmonauty (…) Wszystkie te więzi zostały okrutnie i bezmyślnie zerwany po tym, jak przestały istnieć ZSRS i Układ Warszawski” – oczywiście, Miedinski nie wyciąga z tego faktu oczywistego wniosku, jakim byłaby konstatacja, że cała ta przyjaźń polsko-rosyjska była narzuconą odgórnie fikcją, która przestała istnieć, gdy tylko Polacy otrzymali możliwość decydowania sami o sobie. „Niestety, jesteśmy zmuszeni mówić o takim dziwacznym fakcie, jakim jest burzenie pomników poświęconych sowieckim żołnierzom-wyzwolicielom” – nie mógł o tym nie wspomnieć minister kultury FR. – „600 tysięcy żołnierzy sowieckich za cenę własnego życia zabezpieczyło istnienie na tej planecie polskiego języka, polskiej kultury, samego narodu polskiego… (…) Tylko sowieccy żołnierze uratowali naród polski przed ludobójstwem. Obrażając ich pamięć, obecne polskie władze zdradzają nie tylko naszych żołnierzy. Obrażają również własną historię, tysiące poległych za wyzwolenie Ojczyzny polskich bohaterów. Jestem przekonany, że niezależnie od politycznej koniunktury, nasza wspólna historia nie jest powodem dla ciągłej wymiany pretensji. To przeszłość, która minęła. Wyciągnijmy z niej lekcję i idźmy dalej”. Miedinski zapewnił, że „w Rosji zawsze będzie się czcić pamięć zabitych w Katyniu polskich oficerów. To byli synowie nie obcego, ale bliskiego nam narodu”, wyraził też nadzieję, że podobne człowieczeństwo wobec ofiar okaże też polska strona, w domyśle: że uczci pamięć sowieckich jeńców w Polsce.
„Rosjanie i Polacy są dziećmi tych samych historycznych rodziców. Jesteśmy braćmi. Jesteśmy skazani, by żyć obok siebie.. Oczywiście, Polska jest dziś członkiem NATO, na jej terenie budowana jest wojenna infrastruktura (…) skierowana przeciwko Rosji. Jednak historia dała nam lekcję: wszystko się zmienia. Obecny stosunek polskich władz do Rosji to nie jest opinia całego narodu polskiego. Narodu, który my absolutnie szanujemy. Narodu, którego wielką kulturę – kulturę Chopina i Mickiewicza – kochamy. I uważamy praktycznie za bratnią” – zakończył Władimir Miedinski. Pozostaje mieć nadzieję, że Rosjanie z tej wielkiej braterskiej miłości nie zechcą – jak to zwykle w historii bywało – zmusić „bratni naród polski” do „powrotu do rodzinnego domu”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.